4 grudnia. Liturgiczne wspomnienie św. Barbary - patronki górników. Na Górnym Śląsku dzień szczególny. Wyjątkowy. Niepowtarzalny.
Świąt i uroczystości w ciągu całego roku mamy sporo. Także każda niedziela jest przecież swego rodzaju świętem. A jednak, gdy myślę o Barbórce, nie mam wątpliwości - żaden inny dzień nie ma takiej atmosfery, jak właśnie ten.
Do adwentowych, ziemskich ciemności, rozświetlanych lampionowymi światełkami, dochodzą - gdzieś tam w wyobraźni - ciemności kopalniane, podziemne, w których nieśmiało migoczą górnicze lampki. Przedziwne podwojenie. Przenikanie się dwóch światów: dziecięcego (beztroskiego, w którym najważniejsze są roratnie karteczki i adwentowe czekoladki) i męskiego (górniczego, w którym na beztroskę pozwolić sobie nie można. To mogłoby się skończyć tragedią).
Karteczki i czekoladki… A także drobne upominki od świętego Mikołaja i te nieco większe, przyniesione w wigilijny wieczór przez Dzieciątko. Grudzień zdecydowanie jest miesiącem bajtli, czyli dzieci :) Ale z dzieciństwa pamiętam, że był jeszcze jeden dzień i jeszcze jeden grudniowy prezent. Barbórkowy właśnie.
Lędzińska kopalnia Ziemowit słynęła z górniczych, książkowych kalendarzy. Jako że ojciec był jej pracownikiem, co roku – właśnie na Barbórka - przynosił do domu egzemplarz tej publikacji.
„Mówiono, że ta zielona książeczka to znakomity podręcznik edukacji regionalnej. Redagowałem go dwadzieścia lat, zamieszczając również teksty w języku śląskim. Mogę powiedzieć, że ten kalendarz był dla mnie doskonałym laboratorium językowym. Moją alchemią słowa” – wspominał po latach, w "Fabryce Silesii" Alojzy Lysko, który jest ojcem lędzińskich kalyndorzy.
Ziemowit zaczął je wydawać po tzw. odwilży, gdy stan wojenny został zniesiony. Pierwszy tom pojawił się w 1984 roku. Czego w nich nie było! Śląski folklor, specyficzny, rubaszny górniczy humor, historia regionu. Diobły, utopce, Skarbniki. Śląscy święci, książęta pszczyńscy, komiksy, fotoreportaże, reprodukcje obrazów mniej i bardziej znanych lokalnych artystów, rzecz jasna ukazujące górnośląskie pejzaże…
Jakiś czas temu wpadł mi w ręce kalendarz KWK Ziemowit na rok z 2013 roku. Nazwa pozostała, ale zawartość… Dziś to już tylko folder. Pięknie wydany ni to album, ni reklamowy katalog z dołączoną do niego płytką DVD.
Cóż, czasy się zmieniają, co świetnie obrazuje opublikowany u nas niedawno tekst „Kopalnia kultury”. Ale też raz po raz (teraz już w internecie) natykam się na teksty, które bardzo przypominają tamte kalendarzowe.
Przede wszystkim nadal aktywnym publicystą pozostaje Alojzy Lysko. Np. na łamach „Naszej Rodni” ukazuje się jego cykl „Uczymy się czytać i pisać po śląsku”. Tutaj można przejrzeć numery tego czasopisma.
Bardzo dobrze czyta się humorystyczne felietony z serii „Dzień dobry, ludkowie złoci”. Regularnie pojawiają się one w trzynieckim tygodniku „Hutnik”. Ich autorka, skrywająca się za pseudonimem Jewka Trzyńczanka, nie tylko zabiera nas na drugą stronę Olzy, ale i pisze w tamtejszej odmianie śląszczyzny. Ostatni numer tego pisma (w którym znajdziemy teksty pisane po czesku, po polsku i po śląsku) można znaleźć tutaj
Warto też zaglądać na strony rybnickich „Nowin”. Takie działy, jak „Encyklopedia Rzeczy Śląskich”, czy „Publicystyka z regionu” to prawdziwa kopalnia wiedzy o regionie.
Piotr Drzyzga