Czy Teresa Wielka nie jest dla Kowalskiego zbyt wielka? „Zajmij się Mną, a Ja zajmę się tobą” – usłyszała kiedyś od samego Jezusa. Karmelitanki w Gnieźnie nieraz przerobiły na własnej skórze, że ta obietnica sprawdza się w praniu. I w haftowaniu. W zbieraniu jabłek i… nagrywaniu płyt.
Znowu to samo. Wydaje mi się, że mam déjà vu. Przekraczam próg klasztoru kontemplacyjnego, pozostawiając za sobą wszelkie odmiany jesiennej szaroburości, wiecznego narzekania i słusznie poirytowane głosy społeczeństwa rozszyfrowywującego skrót PKW jako „panom komputery wysiadły”. Co napotykam? Uśmiech zza krat. Więcej: wybuchy czystego śmiechu, błysk w oku. Nie jestem naiwny. Wiem, że życie zakonne obfituje w lokalne trzęsienia ziemi, zawirowania, napięcia i ciche dni niekoniecznie związane z „silentium sacrum”, ale za każdym razem na „dzień dobry” dostaję w łeb uśmiechem. Moja wina, że tak mam? Pamiętam recenzję filmu „Zakonnica w przebraniu”, w której dziennikarz pisał o „strupiałym klasztorze”. Widać nigdy nie był w gnieźnieńskim Karmelu. W życiu nie ośmieliłbym się tak napisać. To określenie nijak nie pasuje do tego tętniącego życiem miejsca. Pierwsze skojarzenie? Ogród pełen dźwięków. I ciszy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz