Kto dba jedynie o higienę ciała, nie jest czysty – jest tylko czyścioszkiem.
Z medialnych komentarzy po niedawnym synodzie odnieść można było wrażenie, że w kwestii etyki seksualnej Kościół przez całe dwa tysiące lat swego istnienia był ślepy, a teraz nagle przejrzał na oczy. No bo skoro teraz ktoś „odkrywa”, że grzeszne związki mogą, jako takie, stanowić pozytywną wartość w Kościele, to znaczy, że przez minione dwadzieścia stuleci Kościół tkwił w błędzie. Bo, najkrócej rzecz ujmując, Kościół uczy, że grzech nigdy, nigdzie i w żadnej sytuacji nie jest wartością ani dobrym rozwiązaniem czegokolwiek. Jest antywartością, dlatego kto grzeszy, ten zawsze robi błąd i zawsze szkodzi sobie i innym. Gdyby było inaczej – gdyby grzech (czyli wybór zła) zawierał w sobie coś pozytywnego – to doprawdy nie wiadomo po co Kościół wynosiłby na ołtarze, na przykład, męczenników czystości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak