"Afera samolotowa" posłów PiS każe sobie zadać pytanie: jak to się stało, że taki człowiek jak Adam Hofman potrafił zajść w partyjnej hierarchii tak wysoko?
10.11.2014 09:35 GOSC.PL
- Sprawa trójki posłów stanie się zapewne głównym tematem politycznym przez wiele dni, a być może i do końca kampanii. PiS powinien mieć świadomość, że rozgrywka przed wyborami parlamentarnymi trwa. A każdy poseł, który zachowa się tak, jak trzech „bohaterów” obecnego weekendu, gra na korzyść przeciwników politycznych. Pytaniem otwartym pozostaje ilu jest takich „kretów” – zastanawia się Stanisław Żaryn w serwisie Stefczyk.info. Nie zdziwiłbym się, gdyby polityków PiS, którzy wykorzystują okazję, by dzięki swojej funkcji trochę pozwiedzać, i takich, którzy sami (bądź ich żony) nie potrafią się przyzwoicie zachować, było sporo. Także zasiadanie w opozycyjnych ławach wiąże się z dostępem do środków i prestiżem, a te, nawet jeśli nie są związane z realną władzą, potrafią ludzi zepsuć. I nie sądzę, by Prawo i Sprawiedliwość było partią jakoś zasadniczo mniej podatną na tego typu pokusy, niż Platforma Obywatelska. Dlatego bardziej niż liczba cwaniaczków w PiS interesuje mnie to, jak to możliwe, że tego typu ludzie mogli zajść aż tak daleko.
Choć w aferę dotyczącą nieszczęsnego lotu na obrady jednej z komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy zamieszanych było trzech posłów, najczęściej w tym kontekście mówi się o Adamie Hofmanie. W końcu to (były już) rzecznik partii, człowiek politycznie bliski Jarosławowi Kaczyńskiemu. Zastanawiam się i zastanawiam… i nie jestem sobie w stanie przypomnieć żadnego jego „konika”, żadnej ustawy, którą by swoim nazwiskiem firmował (jak Jarosław Gowin deregulację czy Przemysław Gosiewski ustawę otwierającą zawody prawnicze). Żadnego tematu, w którym mógłbym jako dziennikarz skorzystać z jego ponadprzeciętnej wiedzy.
Być może dlatego, że Adam Hofman po prostu nie ma żadnego konika. A raczej jego konikiem jest brylowanie w telewizji, kłucie szpilą przeciwnika, słowne zderzenia z dziennikarzami. W czasach, w których w mediach idzie się na łatwiznę i pyta polityków głównie o to, czy ich konkurenci przez to czy tamto zyskają bądź stracą w oczach wyborców (oczywiście: stracą), takie umiejętności są na wagę złota. I być może dlatego wyszczekany Adam Hofman potrafił w partyjnej hierarchii zajść tak wysoko.
Partie polityczne potrzebują „bulterierów”, ludzi, którzy bez kompleksów wezmą udział w programach publicystycznych, w których goście dobierani są według formuły trzech plus Tomasz Lis na jednego. Ale potrzebują także posłów z wiedzą, takich, którzy potrafią zajmować się tym, o co w parlamencie tak naprawdę chodzi – stanowieniem prawa. Tych jednak bardzo rzadko zobaczymy w telewizji. Szkoda, że mają oni coraz mniejszy wpływ na polską politykę - w przeciwieństwie do politycznych bulterierów, których większość partii ma na pęczki.
Stefan Sękowski