Była jedną z tych dzielnych Polek, bez których sukces „Solidarności” nie byłby możliwy.
Poznałem ją w stanie wojennym. Nie była załamana internowaniem męża Mirosława Stycznia, rzecznika prasowego „Solidarności” Podbeskidzia. Chociaż została z małą córeczką, nie myślała o sobie. Kipiała złością na Jaruzelskiego i chciała pomagać innym. Była na ostatnim roku ASP w Krakowie, gdy wyszła za mąż. Profesor Szancenbach, który pokładał w niej wielkie nadzieje, skwitował to słowami: – Dziecko, ty już niczego nie namalujesz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski