Jak to w końcu jest, pani Premier: polityka bez wartości prowadzi do nikąd, czy jednak przed pójściem do pracy należy zostawić je w przedpokoju?
20.10.2014 11:00 GOSC.PL
Ewa Kopacz wzięła udział w inauguracji roku akademickiego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Słowa, które wypowiedziała, były prawdziwym miodem na serce władz tej zacnej uczelni: mówiła o tym, jak ważna była dla wolnej myśli w okresie PRL, a nawet, że dziś jest „kolebką wartości uniwersalnych”. Co prawda z tym drugim stwierdzeniem się nieco zagalopowała – KUL, ani żadna inna uczelnia, nie jest „kolebką wartości”, może co najwyżej starać się je kultywować – niemniej mogły one wzbudzić uśmiech na twarzach rektora, prorektorów czy dziekanów. I o to pewnie chodziło.
Inne słowa, a raczej niekonsekwencja pani Premier powinny wywołać konsternację. – Polityka, która nie jest oparta na tych uniwersalnych wartościach – jestem tego pewna – to droga donikąd – stwierdziła Kopacz. A przecież raptem w 2008 roku powiedziała słowa następujące: „Jestem przekonana o tym, że w sytuacji, w której nasze przekonania, z którymi na co dzień żyjemy, chodzimy do pracy, mieszkamy ze swoimi najbliższymi, zostawiamy w przedpokoju urzędu, który obejmujemy”. Warto podkreślić, że od tamtego czasu zdania nie zmieniła, co więcej, jej wypowiedzi dotyczące zwolnienia prof. Bogdana Chazana dowodzą, że swoją ówczesną opinię podtrzymuje.
To jak to w końcu jest, pani Kopacz – polityka musi opierać się na wartościach uniwersalnych, czy jednak powinniśmy nasze przekonania, wynikające z tych wartości, zostawiać niczym palto na wieszaku? I czy na spotkaniu Towarzystwa Kultury Świeckiej powiedziałaby Pani coś kompletnie odwrotnego, niż na KUL – wedle zasady: dla każdego coś miłego?
Mam nadzieję, że w rozmowach kuluarowych po uroczystościach ktoś pani Premier tę nieścisłość wypomniał. Inaczej uczynienie gościem specjalnym inauguracji roku akademickiego katolickiej uczelni z Lublina osoby współodpowiedzialnej za śmierć dziecka „Agaty”, mieszkanki tego miasta, pozostanie dla mnie czymś kompletnie niezrozumiałym.
Stefan Sękowski