O czytaniu poezji, zawstydzeniu autorki i przemijaniu z dziennikarką "Gościa Niedzielnego" i uznaną poetką Barbarą Gruszką-Zych rozmawia Tomasz Rożek.
Czy poezję trzeba umieć czytać?
To całe lata praktyki...Od pierwszych wierszy z elementarza „Paweł i Gaweł w jednym stali domku”...
Gdybym dał Ci do ręki np. tablice matematyczne, mogłabyś w szeregu liczb czy wzorów zauważyć piękno albo jakiś rodzaj symetrii. Ale to wrażenie mogłoby być dość powierzchowne. Prawdziwe piękno jest w stanie docenić dopiero ten, kto rozumie, co kryje się za tymi znakami. Czy z poezją jest tak samo?
Wiedza o tym, jak rozumieć poezję, przychodzi ze wszystkimi przeczytanymi książkami. Zwłaszcza tymi dobrymi.
Jak czytać poezję Basi Gruszki-Zych?
To pytanie do czytelnika. W wierszach staram się odkryć jakąś swoją tajemnicę. Ich słowa często prowadzą mnie na tereny, o których bym nawet nie śniła. Jeżeli zaskoczenie, zadziwienie, moment odkrycia czegoś nowego stanie się też udziałem moich czytelników, to będzie dla mnie wielki sukces.
Jak piszesz wiersze? Impuls każe Ci rzucić wszystko, co w danym momencie robisz, i usiąść przy biurku, czy to raczej długi proces, dla którego niezbędna jest cisza, spokój?
Czasem piszę pod wpływem impulsu, innym razem wtedy, kiedy po prostu mam na to czas wydzielony z życia dziennikarskiego. Pisanie wierszy to oczyszczanie się z emocji, doświadczeń, porządkowanie ich, ale i zdawanie sobie sprawy z tego, jakie są. Do tego potrzebne jest wyciszenie. Ks. Janusz Stanisław Pasierb powiedział mi kiedyś w wywiadzie do GN, że wiersz powstaje, kiedy w lufie pistoletu, jaką jest jego pamięć i wyobraźnia, zbiera się proch. Kiedy się mocno zagęści, musi wybuchnąć, i wtedy następuje wystrzał, czyli powstaje wiersz. Agnieszka Osiecka też użyła podobnej, wojskowej metaforyki, mówiąc o swoim pisaniu. Powstanie wiersza to był dla niej strzał pistoletem w tył głowy. Można powiedzieć, że paradoksalnie na ten czas trzeba stracić własne życie, żeby zaistniało w wierszu.
Piszesz, bo w inny sposób nie potrafisz zakomunikować światu tego, co masz do powiedzenia?
Dobre pytanie…Może się wstydzę pewne rzeczy powiedzieć ludziom wprost? Każdy wiersz piszę przecież dla kogoś konkretnego.
Chcesz mi powiedzieć, że piszący wiersze może mieć kłopoty z komunikacją? Zawsze myślałem, że piszą właśnie ci, którzy na komunikowaniu znają się jak mało kto.
Kiedy patrzę na siebie jako dziennikarkę, wydaje mi się, że nie mam z tym kłopotu. W końcu cały czas rozmawiam z ludźmi, pisząc o nich reportaże, robiąc wywiady. W wierszach nie mówię słowami moich reportażowych bohaterów, ale własnym głosem. Dlatego szukam słów, które powiedzą za mnie, co jest najważniejsze.
„Koszula przed kolana” to tytuł Twojego najnowszego tomiku. Na okładce nożyczki, co sugeruje, że koszula była kiedyś przed kolanami, ale ktoś ją skrócił.
Im dłużej żyjemy, tym bardziej koszula naszego życia staje się krótsza. Ktoś ją obcina niewidzialnymi nożyczkami. Aż w końcu odkrywa się naga prawda, że musimy odejść, pożegnać się z tym światem.
Jaki był klucz wyboru wierszy do tego tomiku?
To wiersze z ostatnich kilku lat. Chciałam w nich zatrzymywać ludzi, którzy odchodzą w przeszłość, i miejsca znikające z map. Pokazać żal żegnania się, ale też miłość życia, którą czuje się najbardziej, gdy przychodzi je tracić.
Czy to jest tomik dla tych, którzy stracili kogoś bliskiego i szukają pocieszenia, czy dla tych, którzy chcą się przygotować do pożegnania?
To takie ćwiczenia z przemijania. Mam nadzieję, że pomoże Czytelnikom godzić się z nim, ale też zachwycić pięknem codziennego świata, który jest, parafrazując poetę, najpiękniejszy pod słońcem. A poza tym zawsze przy okazji wydania nowej książki przypomina mi się to, co powiedział mi Czesław Miłosz podczas jednej z wizyt w jego krakowskim mieszkaniu. Że każda nowa książka to zamknięty w okładkach kawałek życia autora, który tym sposobem został podsumowany, przeszedł do historii. Więc za sprawą tomiku „Koszula przed kolana” kolejny raz przeszłam do historii.
Przeczytaj także tekst Tej sukni nie zamawiała.