Przyszła eurokomisarz została pozytywnie zaopiniowana przez posłów do PE. Nie wszyscy jej koledzy mieli tyle szczęścia.
03.10.2014 12:03 GOSC.PL
Elżbieta Bieńkowska, wybrana przez Jean-Claude’a Junckera do Komisji Europejskiej na stanowisko komisarza ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości oraz małych i średnich przedsiębiorstw, została pozytywnie zaopiniowana przez europarlamentarne komisje zajmujące się tymi kwestiami. To dobra informacja dla niej, zwłaszcza że przesłuchania wcale nie są formalnością. Przekonało się o tym jej dwóch kolegów z Komisji Europejskiej, Pierre Moscovici i Jonathan Hill.
Ostre zarzuty pojawiły się zwłaszcza wobec pierwszego z nich. Francuz jako były minister finansów jest współodpowiedzialny za gigantyczne zadłużenie swojego kraju, który jedynie swojej wielkości i sile dyplomacji zawdzięcza to, że do tej pory nie spotkał się z surową unijną karą. W KE ma odpowiadać za… gospodarkę i finanse. Europosłowie zarzucali mu brak wiarygodności, której nie obronił, odpowiadając na rzeczowe pytania z lewa i prawa głównie sloganami o potrzebie europejskiej współpracy. Efekt jest taki, że komisje zaprosiły go na dodatkowe spotkanie w przyszłym tygodniu. Jeśli i z niego europosłowie nie będą zadowoleni, będą mogli negatywnie zaopiniować tę kandydaturę.
Także kandydat na stanowisko komisarza ds. rynków finansowych, Brytyjczyk Jonathan Hill, nie miał lekko. Przed wysłuchaniem aktywiści antylobbingowi nawoływali europosłów do „grillowania Hilla” („grill Hill”) – politycy skupili się głównie na wypominaniu mu pracy w branży public relations, a także tego, że zapewne jako przedstawiciel brytyjskich konserwatystów będzie reprezentował interesy londyńskich instytucji finansowych i torpedował próby regulacji rynków przez Unię Europejską. Także on będzie miał przyjemność prowadzenia ponownej pogawędki z europosłami.
W przeciwieństwie do nich Bieńkowska dostała od członków komisji mandat zaufania. Jednak niechęć wzbudziła np. decyzja o tym, że branża farmaceutyczna znajdzie się teraz w jej kompetencjach, a nie, jak do tej pory to miało miejsce, w gestii komisarza ds. zdrowia. Europosłowie obawiają się, że przez to w większym stopniu KE będzie zwracała uwagę na interesy firm, niż pacjentów. Polska komisarz powinna się więc spodziewać nagabywań o tę kwestię w przyszłości. Choć trzeba powiedzieć, że kontrola europosłów nad komisarzami jest w dużej mierze iluzoryczna: mogą ich w przedbiegach negatywnie zaopiniować, ale przewodniczący KE wcale nie musi wziąć ich opinii pod uwagę. Gdy zaś już zostanie przyjęta cała Komisja, nie będą mogli odwołać pojedynczych komisarzy, a jedynie wysadzić z konia całe gremium – co właściwie Junckerowi, Bieńkowskiej et consortes nie grozi.
Stefan Sękowski