Andrzej Bargiel, który w środę o godz. 18.15 polskiego czasu rozpoczął wspinaczkę na Manaslu (8156 m), dotarł po niespełna pięciu godzinach na 6800 m. Po wejściu na szczyt planuje zjazd na nartach do bazy na 4800 m. "Oby tylko wiatr mnie nie zwiał" - powiedział.
Jak poinformował PAP 26-letni zakopiańczyk, w środę rano wyszli z bazy jego brat, 38-letni Grzegorz - pracownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz 55-letni Dariusz Załuski z Warszawy - zdobywca pięciu ośmiotysięczników, w tym K2 (8611 m) i dwukrotnie Mount Everestu (8848 m), laureat wielu nagród międzynarodowych festiwali filmowych.
"Grzegorz i Darek byli już po południu w +trójce+ na 6800 m. Temperatura minus 20 stopni. Warunki średnie, dużo śniegu, ale najgorszy jest wiatr o sile ponad 50 km na godzinę. Oby tylko mnie nie zwiał. Jestem już po skromnej kolacji - zjadłem makaron z oliwą i ruszam. Tu jest już noc, minęła 22. Po drodze nie zatrzymuję się w obozach, idę od razu do +trójki+, co powinno mi zająć około pięciu godzin" - przekazał przed opuszczeniem bazy.
Pozostał w niej fotograf, 30-letni Marcin Kin z Zakopanego, który utrzymuje łączność z kolegami. "Jak na razie jest lepiej, aniżeli przypuszczał Andrzej. Do +trójki+ doszedł po czterech godzinach i 30 minutach. Wiatr osłabł, z czego cieszy się najbardziej. Jest w dobrej formie" - powiedział PAP.
W obozie trzecim Andrzej Bargiel długo nie odpoczywał. Planowany postój skrócił z dwóch godzin do jednej.
"Delikatny posiłek i ruszam dalej. Trasa na szczyt jest trudna, standardowo zajmuje osiem godzin. Gdyby udało mi się uzyskać czas poniżej 16 godzin, licząc od wyjścia z bazy, byłaby to najszybsza w historii wspinaczka na wierzchołek Manaslu" - zaznaczył.
Od +trójki+ wspina się razem z Załuskim i bratem, z którym zamierza zjechać ze szczytu na nartach, bez ich odpinania, co byłoby ewenementem.
Jedyny dotychczas zjazd z Manaslu, jesienią 2012 roku, był niepełny. Niemiec Benedikt Boehm odpiął narty na oblodzonym odcinku, powyżej 7300 m, i pokonał go w rakach.
Pochodzący z Łętowni koło Jordanowa Bargiel już wcześniej, wiosną 2012 roku, przystąpił do podobnej próby podczas wyprawy programu Polski Himalaizm Zimowy. Zmuszony był jednak zawrócić 500 m pod wierzchołkiem.
"Z czwórki osób biorących wówczas udział w ataku szczytowym jedna zrezygnowała już niżej z powodu zmęczenia, druga doszła na 7300 m, a ostatnia skończyła na 7450 m, na przełęczy. Uzgodniliśmy, że dalej pójdę sam. Kiedy dotarłem do wysokości 7600 m dostałem informację, że kolega czuje się gorzej i potrzebuje pomocy. Na ostateczny odwrót złożyło się oczywiście więcej czynników - przede wszystkim kiepska pogoda przez większą część pobytu. Na 38 dni wyprawy przez 36 sypał śnieg, spadło go około sześciu metrów" - przypomniał.
2 października 2013 roku Bargiel, jako pierwszy Polak, zjechał z Sziszapangmy Środkowej (8013 m).
W tym roku minęła 30. rocznica pierwszego zimowego wejścia na Manaslu. Dokonali go zakopiańczycy Ryszard Gajewski i Maciej Berbeka, który w marcu 2013 roku zginął po zdobyciu zimą Broad Peaku (8051 m) w Karakorum.