Prezentacja gabinetu Ewy Kopacz była wizerunkowym falstartem. Do gry wraca Grzegorz Schetyna. I prezydent Komorowski.
Premier Ewa Kopacz, meblując swój gabinet, myślała przede wszystkim o sklejeniu własnej partii, której po wyjeździe do Brukseli groziła wyniszczająca walka o sukcesję. Zdjęcie, na którym w geście triumfu unosi ręce Cezarego Grabarczyka i Grzegorza Schetyny, ma wymiar symboliczny. Zwykle tak prezentują się premierzy, którym udało się zmontować trudną koalicję. Ministrowie Grabarczyk i Schetyna trafili do tego rządu nie dlatego, że świetnie znają się na sprawach zagranicznych i wymiarze sprawiedliwości. To liderzy dwóch najsilniejszych frakcji w PO, którzy mają pani premier zapewnić spokój w obozie władzy.
Ewa Kopacz specjalnie nie kryła, że to był główny powód, by wciągnąć obu do współodpowiedzialności za rządzenie. Czy dzięki temu kryzys w partii władzy został faktycznie zduszony w zarodku, przekonamy się w trakcie trzech nadchodzących kampanii wyborczych. Wcześniej okaże się, czy gabinet – nazywany już od miejsca swej prezentacji „rządem politechnicznym” – będzie zdolny stawić czoła zagrożeniom wewnętrznym i zewnętrznym, jakie czekają kraj. Pani premier nie układała bowiem składu władz PO, ale nowy rząd Rzeczypospolitej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko