Mika Dunin opowiada o swoim zniewoleniu i o wychodzeniu z niego. Szczerze do bólu, jak na mityngu AA. Problemem nigdy nie jest sam alkohol, ale to, co ukrywa się pod spodem. Czyli? „Ja sama byłam tym problemem” – wyznaje.
Nie jest to trzeźwościowa broszura strasząca szkodliwością alkoholu czy smutnymi statystykami, z całym szacunkiem dla takich materiałów. Czyta się tę książkę jednym tchem. I z pewnością nie tylko dlatego, że napisała ją bardzo sprawna dziennikarka. Głównie dlatego, że jest to opowieść prawdziwa, o niej samej, o jej życiu, o jej zmaganiach. Nie ma tu podrasowanej literacko pijackiej mitologii jak u Jerzego Pilcha w „Pod mocnym aniołem”. Nie ma ucieczki od własnej odpowiedzialności. Jest wyznanie jak na spowiedzi. Wiwisekcja duszy uwikłanej w nałóg, bez znieczulenia. Nazywanie rzeczy po imieniu. Ukazanie mechanizmów działania spirali nakręcającej pijacki umysł. To także opowieść o wychodzeniu z tego piekła. Okazuje się, że samo odstawienie picia to dopiero pierwszy krok. Oczywiście niezbędny. Ale kiedy przestaje się zalewać robaka, on nadal gryzie, więc trzeba go zdemaskować i pokonać. Zapanowanie nad alkoholem otwiera drogę do zapanowania nad swoim życiem, do pogodzenia się z sobą, z innymi, z rzeczywistością, z Bogiem.
Dlaczego powstała ta książka? Czy to tylko rodzaj katharsis dla samej autorki? Z pewnością tak, ale jest coś ważniejszego. „Anonimowi Alkoholicy mówią, że w rękach Boga ciemna przeszłość jest największą wartością, jaką posiadamy. Jest kluczem do szczęśliwego, wartościowego życia innych. Ktoś może się na moich błędach uczyć” – pisze Mika Dunin. Ta książka rzeczywiście może być wielką pomocą dla tych, którzy mają podobne problemy. A przyznać się do nich nie jest łatwo. Cudze szczere wyznanie prowokuje do namysłu nad własnym życiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz