Wbrew obiegowym opiniom to nie liczna służba liturgiczna jest warunkiem koniecznym licznych powołań kapłańskich. Choć bliskość ołtarza na pewno jest czynnikiem sprzyjającym, to podstawą do odkrycia powołania kapłańskiego jest osobiste doświadczenie miłości Boga.
30.07.2014 15:18 GOSC.PL
Niedawno ks. Jacek Pędziwiatr z „Gościa Bielsko-Żywieckiego” w felietonie „Mniej komży” przypomniał o istniejącej w kościelnej świadomości zasadzie, zgodnie z którą służba liturgiczna pełni rolę „wylęgarni powołań”, a liczba święconych księży jest zazwyczaj wprost proporcjonalna do liczebności grup ministranckich w parafiach danej diecezji. Ks. Pędziwiatr zauważa też, że obecnie ta tendencja się zmienia i coraz mniej święconych księży miało wcześniejsze doświadczenie służby liturgicznej.
Dlaczego tak się dzieje? Czy tytułowa ilość komży jest fundamentalna dla odkrywania przez młodych powołania do kapłaństwa? Warto rozszerzyć tę myśl.
Choć doświadczenie służby liturgicznej w oczywisty sposób jest okolicznością sprzyjającą – ze względu na bliskość ołtarza - to kluczowym momentem jest coś zupełnie innego – osobiste doświadczenie Bożej miłości. A te przychodzi w różnych momentach życia człowieka.
U początku każdego powołania stoi doświadczenie obdarowania przez Boga. Mówił o tym Benedykt XVI w Orędziu na 49 Światowy Dzień Modlitw o Powołania: „Każde specyficzne powołanie rodzi się z inicjatywy Boga i jest dziełem miłości Boga. To On czyni pierwszy krok i to nie ze względu na szczególną dobroć odkrytą w nas, lecz ze względu na obecność swojej miłości <<rozlanej w sercach naszych przez Ducha Świętego>>”.
Autentyczne doświadczenie tej miłości, bycia kochanym (w dodatku za darmo), rodzi wdzięczność wobec Tego, od którego otrzymujemy miłość. Zwróćmy uwagę, że zupełnie inaczej małżeństwo przeżywają pary, które w swoich współmałżonkach widzą dar od Boga i dowód Jego miłości, a inaczej pary zapatrzone wyłącznie w siebie nawzajem. Inna jest też zazwyczaj trwałość takich związków, ich sposób radzenia sobie z kryzysami. O ileż bardziej zasada obdarowania i wdzięczności znajduje zastosowanie w powołaniu, które zakłada bezżenność! Doświadczenie bycia kochanym i wdzięcznej odpowiedzi na tę miłość jest de facto jedynym gwarantem, że powołany nie wpadnie w pazury egoizmu. A te czają się na każdym kroku o czym przypominają nam słowa czytania z wtorkowej Komplety: „Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze, przeciwstawcie się jemu”.
Istniejące wciąż w niektórych środowiskach kościelnych przekonanie o prostej zależności, że ilość powołań kapłańskich jest wprost proporcjonalna do liczebności służby liturgicznej jest prawdopodobnie owocem przyjęcia funkcjonującego przez długie lata w polskim Kościele ilościowego kryterium w podejściu do duszpasterstwa. Zasada, że o owocach ewangelizacji świadczy liczba ludzi, którzy uczestniczą w życiu Kościoła. Oczywiście – Kościół jest wspólnotą, i dążymy do tego, by ta wspólnota obejmowała jak największe grono osób. Dziś jednak coraz wyraźniej widzimy, że wspólnota to nie to samo co masa. Kościół to wspólnota tworzona przez konkretnych ludzi, z ich niepowtarzalnymi historiami życia, z osobistym doświadczeniem spotkania Jezusa Chrystusa. Zwróćmy uwagę, że Jezus nie powołuje uczniów masowo – do każdego zwraca się indywidualnie. I właśnie ten moment – zetknięcia się człowieka z głosem Jezusa, z Jego spojrzeniem, jest początkiem drogi każdego z tych, których wybrał. Tego momentu nie ujmują liczby podawane przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, ani przez żadne inne ośrodki badawcze.
Dobra formacja ministrancka jest bardzo istotnym elementem troski Kościoła o powołania. Podobnie jak właściwy, otwarty na Boga klimat w rodzinie czy formacja w różnego rodzaju modlitewnych wspólnotach młodzieżowych, tak służba liturgiczna daje chłopcom coś niepowtarzalnego – możliwość przebywania w szczególnej przestrzeni łaski. Ministrantura pozwala dodatkowo oswoić się z liturgią, sakramentami, daje poczucie, że przy ołtarzu jest jak w domu. To z pewnością ułatwia decyzję o przekroczeniu progów seminarium duchownego. Dobrze, że troszczymy się o to i obyśmy stwarzali coraz lepszy klimat do rozeznawania powołania, bo świat nam tego dziś nie ułatwia. Warto jednak pamiętać, żeby w tym wszystkim akcent kłaść na spotkanie człowieka z Jezusem. My – ludzie – stwarzamy jedynie możliwości do odkrycia powołania do kapłaństwa, małżeństwa i każdej innej formy życia w Kościele. Powołuje Bóg.
Wojciech Teister