– Bo to moje życie jest jak stłuczona szyba – mówi Roman Kołaszyński ze Wspólnoty „Betlejem”. – Jak ktoś ją stłucze i całe to szkło wsypie do wiaderka, trudno ułożyć je w całość. Ale on próbuje. 1700 km, które chce przejść na piechotę z Jaworzna do Rzymu razem z dwoma kolegami, ma potwierdzić, że mu się uda.
Wyruszyli 28 lipca z domu Wspólnoty „Betlejem”, w którym mieszkają dawni ludzie ulicy. Roman Kołaszyński (41 lat), Wojtek Kurzeja (55 lat), Jan Wierzbicki (59 lat). Do Rzymu planują dojść 4 października, we wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Zresztą od Rawenny pójdą jego szlakiem. Mają nadzieję, że tego dnia spotka się z nimi papież Franciszek. Szef wyprawy Wojtek Kurzeja, który ma kilka tysięcy kilometrów w nogach, wyrysował trasę z dokładnością do 7 km. W Czechach pójdą przez Ołomuniec i Brno, granicę z Austrią przekroczą w Hausdorf. W Austrii miną Wiedeń, Graz, Villach i skierują się na Słowenię. Wydłużą trochę drogę, żeby ominąć ośnieżone i oblodzone wyższe Alpy. – Najwyższy szczyt naszej wędrówki to alpejski Annaberg, 1700 m n.p.m. – mówią. – W naszym wieku to już wyczyn.
Cała ta pielgrzymka jest wyzwaniem nie tylko dla ich organizmów, ale dla tych, których spotkają na trasie i którym będą opowiadać o swoim przesłaniu. – Idziemy w imieniu wszystkich ubogich, nie tylko z Jaworzna, jako te „niepotrzebne resztki” – tłumaczy Wojtek Kurzeja. – Nasz założyciel i szef ks. Mirosław Tosza tak nazwał, w napisanym dla naszej Wspólnoty „Manifeście resztek”, ludzi takich jak my, wyrzuconych na margines społeczeństwa. Wybierając się w drogę, chcemy uświadomić niektórym, żeby zmienili swoje nastawienie. Nie patrzyli tylko na tych, którzy mają materialne dobra, życiowe sukcesy, ale widzieli też tych, którym się nie udało. I tak jak ks. Mirek pomagali im stanąć na nogi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych