Właściwe moje nawrócenie przyszło 10 marca 2009 roku po obejrzeniu filmu w reżyserii pana Wieczyńskiego „Popiełuszko - wolność jest w nas”
Pochodzę z ubogiej, jednak bardzo kochanej rodziny. Zawsze mężnie znosiliśmy wszelkie trudności, a było tego wiele - alkoholizm, przeprowadzki, nieporozumienia z dalszą rodziną, bezrobocie ojca. Z domu wyniosłam wiele cennych wartości, zwłaszcza dzięki mamie. Nauczyłam się zaradności, samodzielności, miłości, troski o innych i oddania swoim obowiązkom. Moja rodzina nie jest zbyt religijna, też trudno mi oceniać czyjąś wiarę, jednak to, co obserwuję, wskazuje na to, że tak jest. Święta, ważne uroczystości religijne typu Pierwsza Komunia Święta, bierzmowanie, nie były obchodzone z rozmachem, głębią, ale bardziej z poczucia, że tak po prostu trzeba i wypada. Rzadko chodziliśmy do kościoła, o regularnym przystępowaniu do sakramentów też nie było mowy. Jednak Pan Bóg do każdego jakoś dotrze i znajdzie właściwą drogę…
Często jako dziecko myślałam o Bogu, bawiłam się w odprawianie Mszy świętej, uczęszczałam na katechezę, w październiku na Różaniec, w maju na majówkę do przydrożnej kapliczki. Jednak nie miałam nikogo, kto by pogłębiał moją wiarę i rozwijał we mnie pasję życia wiarą…
Właściwe moje nawrócenie przyszło 10 marca 2009 roku po obejrzeniu filmu w reżyserii pana Wieczyńskiego „Popiełuszko - wolność jest w nas”. Byłam wtedy w drugiej klasie licealnej o profilu medycznym w liceum im. Juliusza Słowackiego w Przemyślu. Poszliśmy wtedy w ramach lekcji do kina właśnie na ten film. Do dziś nie zapomnę tego, jaki to był dla mnie wstrząs. Nie potrafię tego określić, co się stało ze mną. Bardzo przeżyłam scenę, gdy sprawcy wrzucali ciało Męczennika do Wisły. Porwało mnie całe życie ks. Jerzego, stał mi się bliski jak nikt. Chwyciły mnie jego zwyczajność, ofiarność, poświęcenie, chart ducha, odwaga, wrażliwość na cierpienie innych, prostota i oddanie się Bogu, wewnętrzna wolność i wrażliwość. Wierzę, że w ten sposób ks. Jerzy upomniał się o mnie - pragnie nadal mojej świętości, nawrócenia, zbliżenia się do Boga. Od tego momentu stałam się inna. Przez tydzień po obejrzeniu filmu nie mogłam dojść do siebie. Ciągle miałam w pamięci te sceny, byłam przybita, ciągle o tym opowiadałam rodzicom, przyjaciołom. Postanowiłam, że dowiem się więcej o ks. Jerzym, zaczęłam więc czytać i poznawać jego życie i nauczanie, mam tu na myśli publikacje pani Kindziuk. W sercu zrodziła się pewność, że będę studiować w Warszawie, co da mi możliwość poznawania ścieżek życia ks. Jerzego. Zaczęłam bardzo modlić się o to, bym przynajmniej raz mogła być przy grobie Męczennika, a Pan Bóg wysłuchał mnie „z nawiązką”. Wszystko potoczyło się szybko. Zaczęłam większą wagę przykładać do praktyk religijnych - spowiedź, rekolekcje, Eucharystia, pobożne lektury, modlitwa, dobre uczynki, głębsze rozmyślania nad sensem życia i życiowym powołaniem. Odtąd ks. Jerzy stał się moim przyjacielem, orędownikiem, pośrednikiem, autorytetem i osobą godną naśladowania. Było mi dane uczestniczyć w beatyfikacji ks. Jerzego 6 czerwca 2010 roku, było to wielkie przeżycie. Stało się to za sprawą parafii św. Trójcy w Przemyślu, która zorganizowała tą pielgrzymkę do stolicy. Byłam wtedy w kontakcie z Ruchem Apostolstwa Młodzieży działającego przy tej parafii, ponieważ pod wpływem Spotkania Młodzieży Archidiecezji Przemyskiej w Jarosławiu w dniach 9-11 kwietnia 2010 roku postanowiłam zostać animatorką. To się jednak nie udało z racji mojego wyjazdu na studia, z racji odległości nie byłam w stanie odbyć rocznego szkolenia animatorów. Bóg miał inne plany. Zdałam maturę i wyjazd do stolicy był tylko formalnością, czekał na mnie akademik UW i stypendium socjalne. Ten rok był bardzo przełomowy z racji powodzi w Sandomierzu, beatyfikacji ks. Jerzego, katastrofy smoleńskiej, którą bardzo przeżyłam, będąc na Spotkaniu Młodych w Jarosławiu. W stolicy Bóg prowadzi mnie od samego początku, prowadzę życie studentki, poznaję ludzi i radzę sobie bardzo dobrze.
Do parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu trafiam 19 października 2010 roku, w dniu 26.rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego, to nie przypadek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, gdzie dokładnie znajduje się grób Męczennika, wiedziałam tylko tyle, że jest na terenie parafii. Ja byłam wtedy w szoku, wszędzie tłumy ludzi, ciemno już było i musiałam wracać do akademika przy ul. Kickiego na Grochowie. Potem za namową koleżanki przeprowadziłam się na Ursynów, ale częste podróże do mojej ukochanej parafii sprawiły, że przeniosłam się na Żoliborz. Już w listopadzie 2010 roku skontaktowałam się z panią Soborak, która doskonale znała ks. Jerzego - umówiłyśmy się pewnej niedzieli i porozmawiałyśmy. Powoli zaczęłam wkręcać się w Służbę Informacyjną, oazę, następnie muzeum ks. Jerzego, Duszpasterstwo Akademickie, w którym działam do dziś. Poznałam ludzi związanych z ks. Jerzym, poznałam tą parafię, księży, siostry zakonne, nie jestem tam anonimowa. Angażuję się z działalność, ta parafia jest bliska memu sercu, wiele tam zdziałałam. Pisałam modlitwy wiernych na Msze za Ojczyznę, czytałam je, brałam czynny udział w Eucharystii - procesje z darami, czytania, raz byłam w poczcie sztandarowym, wiele daję z siebie w Duszpasterstwie Akademickim - akcje charytatywne, formacja. Jestem pełnym członkiem tej parafii. To niesamowite! A modliłam się tylko o to, by raz być przy grobie ks. Jerzego, a dziś jestem tam bardzo często i nie przeszkadza mi nadmiar obowiązków i to, że mieszkam teraz na Ochocie.
Jestem przekonana, że ks. Jerzy mi pomaga. Często byłam w opałach, miałam problemy z mieszkaniem, pracą, studiami, relacjami z ludźmi. Wszystko mi się waliło i czułam się ogromnie samotna. Pewne problemy z dzieciństwa ujrzały światło dzienne, jak przyszło mi żyć tutaj samej bez rodziców. Nikogo tu nie znałam, rzuciłam się na głęboką wodę. Jednak miałam w sercu jakąś dziwną pewność i ogromną odwagę, by porzucić stary świat i zacząć nowe życie! Nie jest łatwo wyrwać się z biedy do stolicy. Po ludzku to wszystko jest niewytłumaczalne. Życie i nauczanie ks. Jerzego jest mi niezmiernie bliskie. To niezwykłe, że nie znałam go osobiście, a tak do mnie przemawia.
Obecnie studiuję, pracuję w akademiku w administracji (kuchnia, pralnia). Należę do Duszpasterstwa Akademickiego przy parafii św. Stanisława Kostki, po przerwie chcę wrócić do Służby Informacyjnej i muzeum. W miarę czasu staram się uczestniczyć we Mszy Świętej codziennie. Po prostu - żyję jak normalna młoda kobieta, studentka, i wiara daje mi siły. Dzięki temu z nadzieją patrzę w przyszłość. Jestem też na etapie rozeznawania mojego życiowego powołania. Towarzyszy mi ks. Jerzy - dzięki jego wstawiennictwu radzę sobie, dwa razy uniknęłam wypadku drogowego, poszłam na pielgrzymkę dziękczynną do Częstochowy WAPM z grupą Seledynową w 2012 roku. Jeśli chodzi o przyszłość, to boję się planować, ale marzę o pielgrzymce w tym roku, wyjadę do Turynu na spotkanie misyjne. Powoli zabieram się za licencjat. Niech się dzieje wola Boża!
Gdy piszę to świadectwo to jestem zupełnie inną osobą niż 3 lata temu. Jestem pewniejsza siebie, bardziej dojrzała, wierząca, zaradna, ufna w Bożą pomoc i miłosierdzie. Ks. Jerzy jest mi tak samo bliski jak 5 lat temu. To nie była jakaś pusta fascynacja. Jestem przekonana o jego obecności w moim życiu. To jest niesamowite po postu i ja po ludzku tego nie ogarniam.
Zaświadczam Państwu o tym wszystkim. Jestem świadoma, że po prostu brakuje słów na opisanie tych niezwykłych przeżyć i łask - to jest tylko namiastka, ale jakże ważna i potrzebna - prosto od serca!
Zachęcam wszystkich do zapoznania się z historią ks. Jerzego - naprawdę warto! A jeśli Bóg ma takie życzenie, to niech moje świadectwo też temu się przysłuży.
Poniżej linki do strony mojej parafii, duszpasterstwa, strony o ks. Jerzym, którą założyłam i prowadzę.
Pozdrawiam serdecznie! J Szczęść Boże!
Dżesika Haręzga
http://www.popieluszko.net.pl/
https://www.facebook.com/xjerzypopieluszko?ref_type=bookmark