Biblijnych filmów animowanych mamy na naszym rynku sporo. Z poziomem tych produkcji bywa różnie.
Zwykle treściowo jest całkiem nieźle. Większość z nich wiernie trzyma się Ewangelii, ale pod względem formy, to typowe, czasem bardzo przeciętne kreskówki.
Wyjątkiem na ich tle jest z pewnością nakręcony w 2000 roku, pełnometrażowy, walijsko-rosyjski film „The Miracle Maker”, który u nas znany jest jako „Spotkanie z Jezusem”.
Reżyserów ma ten obraz dwóch. Stanislav Sokolov zajął się sekwencjami lalkowymi, natomiast Derek W. Hades klasycznymi, animowanymi wstawkami, które także (głównie jako retrospekcje) pojawiają się w tej produkcji. Dzięki temu jest ona po prostu ciekawsza.
Sceny lalkowe są pełne uroku i przypominają ożywioną stajenkę betlejemską, ale podejrzewam, że półtoragodzinny film, utrzymany wyłącznie w takiej konwencji, mógłby młodszych widzów nieco nudzić. Dlatego dobrze się stało, że np. wizje, wspomnienia, czy niektóre z opowiadanych przez Chrystusa przypowieści, zostały zilustrowane rysunkowo. I do tego bardzo ciekawie. W pocie czoła pracowało nad tym 50 animatorów z walijskiego studia Cartwn Cymruw.
Oglądając np. kuszenie na pustyni, czy przybycie Trzech Mędrców ze Wschodu, widzimy na ekranie postacie, które w ogóle nie przypominają kiczowatych, „lukrowanych” disneyowskich bohaterów. W „Spotkaniu z Jezusem” kreska znacznie bardziej przypomina pastelowy szkic tworzony z impresjonistyczną lekkością. Dzięki temu także dorośli widzowie mają tu na co popatrzeć.
- Inspiracji było wiele: sztuki piękne, niemiecki ekspresjonizm, współczesny konceptualizm. Wszystkie one miały wpływ na efekt końcowy. Oczywiście należało znaleźć złoty środek między stworzeniem dzieła sztuki nadającego się do galerii, a stworzeniem obrazów nadających się do animacji – mówił w jednym z wywiadów Ashley Potter, dyrektor artystyczny odpowiedzialny za animację dwuwymiarową w tym filmie.
Tyle o stronie wizualnej, a gdy idzie o treść, to mamy tu do czynienia z w miarę wierną ekranizacją Ewangelii. Scenarzysta Murray Watts na główną bohaterkę filmu wybrał co prawda córkę Jaira, którą nazwał Tamar i na apokryficzną modłę rozbudował jej wątek, ale też przez większą część filmu, to właśnie oczami tej dziewczynki oglądamy Chrystusa. Słuchamy jego mów, widzimy dokonywane przez niego cuda, wjazd do Jerozolimy ukrzyżowanie, zmartwychwstanie – wszystko to, co… najważniejsze. Do dziś dnia.
***
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Piotr Drzyzga