Barabasz

Ten powstały w 1961 roku film przez lata zaliczany był do najpopularniejszych biblijnych produkcji. I nie ma się czemu dziwić – wystarczy spojrzeć na nazwiska, pojawiają się w napisach początkowych.

Barabasz czyli Quinn. Anthony Quinn. A także Zorba, Zapata, Attyla, Zampanò z „La Strady” Felliniego, Quasimodo z „Dzwonnika z Nothre Damme”, bóg Zeus, czy najbogatszy człowiek świata - Socrates Onassis. Rzecz jasna: między innymi, bo role, w które wcielał się Quinn, można by jeszcze długo, dłuuuuugo wymieniać.

To właśnie jego aktorski geniusz i charyzma sprawiły, że oglądając „Barabasza” nie można oderwać oczu od ekranu. Swoje zrobiła także obecność na planie wielu innych gwiazd. W filmie znakomite kreacje stworzyli np. Jack Palance, Ernest Borgnine, Silvana Mangano, czy Katy Jurado.

Ale czymże byliby aktorzy bez reżysera, reżyser bez producenta, a producent, bez tekstu, na podstawie którego mógłby zrobić film?

Barabasza wyreżyserował Richard Fleischer – spec od monumentalnych widowisk (takich jak np. „Wikingowie”, czy „20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi”), produkcją zajął się zaś Dino De Laurentis – Włoch, który swego czasu rzucił wyzwanie Hollywood i przez lata z powodzeniem konkurował z Amerykanami, tworząc niezapomniane, kinematograficzne obrazy. Tym razem zlecił swym scenarzystom lekturę powieści szwedzkiego noblisty Pära Lagerkvista, który właśnie Barabaszowi, biblijnemu zbrodniarzowi, poświęcił swój - wydany w 1950 roku - utwór.

Już pierwsza scena filmu robi wrażenie. Oglądamy pałac Piłata, przed którym zgromadzone tłumy domagają się ukrzyżowania Chrystusa i uwolnienia Barabasza. Ogrom, potęga architektury przytłacza. A  jednocześnie zachwyca. I tak będzie już do końca tego filmu.

Bez względu na to, czy tytułowy bohater znajdzie się w kopalni siarki, na gladiatorskiej arenie, w katakumbach, w których gromadzą się pierwsi chrześcijanie, czy w podpalonym przez Nerona Rzymie - widz wciąż powtarzać będzie w myślach: imponujące…

Ale strona wizualna filmu to nie wszystko. Najważniejsza jest fascynująca historia człowieka, który… No właśnie. Nie potrafi pojąć? Uwierzyć? Zrozumieć? Kogoś kto wciąż zmaga się ze swoją niewiedzą, niewiarą, pozorną racjonalnością. Kto ciągle błądzi, a w końcu zdesperowany błaga: „Pomóż mi wyjść”.

Gdy w filmie padają te słowa, Barabasz chce się wydostać z katakumb. Ale scena ta ma przecież głównie wymiar symboliczny. Podobnie jest również z tonacją, kolorystyką filmu.

Często pojawiające się w nim mroczne, ponure barwy, świetnie oddają pejzaż duchowy Barabasza, ale także znakomicie obrazują nam, jak wygląda świat po ukrzyżowaniu. Po zabiciu Boga przez ludzi...    

„Barabasz” Fleischera to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników kina religijnego i kolejny obraz na naszej portalowej liście ABC filmu biblijnego

« 1 »

Piotr Drzyzga