Trwa nagonka na prof. Chazana ze szpitala Świętej Rodziny. Naganiaczom mówię stanowcze NIE!
03.06.2014 14:50 GOSC.PL
Dlaczego urodziłam Jaśka w Szpitalu Świętej Rodziny w Warszawie, czyli w popularnym „Madalińskim”? Z kilku prostych przyczyn.
Po pierwsze, bo wiedziałam, że pracujący tam lekarze, pielęgniarki, położne są profesjonalistami w swoim fachu. Obserwowałam szpitalny personel przez dziewięć miesięcy ciąży, rozmawiałam z koleżankami, które wcześniej w tym szpitalu rodziły dzieci. Profesjonalizm w medycznym fachu jest absolutną podstawą. A profesjonalizm w podejściu do przyjmowania na świat małego człowieka to tak naprawdę kwestia życia i śmierci.
Po drugie, doskonale wiem, że w szpitalu każde dziecko jest ważne. Każde, niezależnie od fazy rozwoju. Każde, niezależnie czy rodzi się żywe, czy martwe. Każde, niezależnie czy rodzi je bogata pani mecenas - mężatka, czy kilkunastoletnia dziewczyna - „panna z brzuchem”, przywieziona z domu samotnej matki.
Po trzecie dlatego, że szpital jest zadbany, estetyczny. Leży się w nim godnie. I rodzi tym samym - godnie. Może komuś wydać się to banalne, ale ważne było dla mnie, że podłoga szpitala nie była oblepiona brudem, a ściany nie kwitły grzybem. Szpital jest nowoczesny, dobrze wyposażony, o standardzie szpitali europejskich. Po prostu (jak na warunki szpitalne) miło się w nim przebywa. Oczywiście jak w każdym tego typu przybytku - nie jest idealnie. I zdarzają się różne, mniej sympatyczne sytuacje wizualno-organizacyjne. Niemniej mam porównanie z innymi warszawskimi szpitalami. I mogę zapewnić: szpital na Madalińskiego naprawdę stara się trzymać poziom.
Po czwarte w końcu, choć tak naprawdę - po pierwsze: w szpitalu nie wykonuje się tzw. terminacji ciąż. Jednym słowem, nie zabija się dzieci z powodu ich choroby. Ten fakt w moim odczuciu sprawia, że lekarze w sposób bardziej ludzki opiekują się pacjentkami i ich dziećmi. Innymi słowy, nie wierzę w naprawdę dobrych lekarzy, którzy rano dokonują terminacji „ciąży chorej”, a wieczorem - z uśmiechem na twarzy - przyjmują „ciążę zdrową”. Nawet jeśli technicznie będą zdolni to zrobić, psychologicznie jest to co najmniej wątpliwe. Jako pacjentka oddziału położniczego bezpieczniej się czuję wiedząc, że moje dziecko na świat przyjmuje lekarz, który (gdyby to samo dziecko było chore) pozwoliłby mu godnie przyjść na świat.
Za te wszystkie cztery punkty odpowiada własną osobą prof. Bohdan Chazan, dyrektor szpitala. I właśnie z tych czterech (co najmniej) powodów szpital wybierany jest przez tysiące kobiet. Obecnie zarówno profesor, jak i cały personel szpitala są poddawani wielkiej próbie. Nagonka, która rozpętała się na „Madalińskiego”, zatacza coraz szersze i bardziej absurdalne kręgi.
Chodzi oczywiście o "Deklarację wiary". Podpisali ją prof. Chazan (jako osoba prywatna!!!) i niektórzy pracownicy szpitala. Nie wszyscy zresztą. W sumie garstka. Pracownicy, którzy zazwyczaj wcześnie i nieformalnie deklarowali się jako katolicy, lekarze o konkretnym światopoglądzie i wyznawanych wartościach. Podpisanie deklaracji było więc dla nich zwykłą konsekwencją wcześniejszego życia i wyborów. Tym samym zarzucanie profesorowi, że w jakiś sposób wymusza podpisanie deklaracji, jest po prostu absurdalne.
W szeregi krytykujących prof. Chazana przystąpili ochoczo przeróżni działacze i politykierzy. A nawet jedna pani marszałkini, która dawno temu straciła zdolność honorową, gdy sąd udowodnił jej że jest prowiderką przemysłu aborcyjnego. Jeden lewicowy pan radny wystosował nawet pismo do prezydent Warszawy, by jak najszybciej prof. Chazana odwołała. Gdyż - jak twierdzi - punkty deklaracji pochodzą "rodem ze średniowiecza, stoją w sprzeczności z polskim prawem i przysięgą Hipokratesa".
No to akurat bardzo ciekawe spostrzeżenie. Tyle, że kompletnie nieprawdziwe. Najpierw wyjaśnijmy: „sprzeczność deklaracji z polskim prawem”. Otóż chodzi zapewne o stwierdzenie zawarte w deklaracji, że lekarze ją podpisujący uważają, że człowiek kilkutygodniowy to… człowiek. I niezależnie od wszystkich czynników lekarz nie może go zabijać. Niezależnie od tego, czy jest zdrowy, czy chory. Czy począł się z miłości, czy z gwałtu. Tym samym rwetes się podniósł o odmowę tzw. terminacji ciąż przez wierzącego lekarza.
Ale nie ma obawy - szanowni zwolennicy zabijania „gorszych” ludzi. Kobieta, która chce dokonać terminacji - dokona jej. Jeśli nie w szpitalu na Madalińskiego, to w innym miejscu. Polskie prawo wypracowało po prostu mechanizm, jak radzić sobie z sytuacją, gdy lekarz z przyczyny konfliktu sumienia odmawia wykonania terminacji ciąży. Sprawa jest prosta. Zabieg wykonuje po prostu inny lekarz (w tym samym szpitalu lub innym), który nie podpisał tzw. klauzuli sumienia. A jeśli chodzi o przysięgę Hipokratesa, to akurat "Deklaracja wiary" dba o jej wypełnianie i z pewnością jej nie wypacza. A może nawet, paradoksalnie… dopełnia. Przysięga Hipokratesa w pierwotnej, nieokrojonej formule mówi wyraźnie: lekarz nie będzie zabijał dzieci poczętych. Obecnie przysięga jednak została okrojona (ciekawe dlaczego…). Młodzi lekarze nie przysięgają więc, że nie będą zabijać dzieci. Podpisując deklarację, stawiają się natomiast po konkretnej stronie…
Sam temat deklaracji wywołał niespotykaną falę agresji. Nie wnikając szerzej w dyskusję, czy jest potrzebna i dlaczego - warto wiedzieć, że na głowy pracowników szpitala, nie tylko tych, którzy deklarację podpisali, posypały się gromy. Są nachalnie zaczepiani i wytykani palcami przez osoby postronne. Wytyka się im, że swoimi poglądami krzywdzą kobiety, przyczyniają się do ich cierpień, czy wręcz potencjalnej śmierci. Jednocześnie używa się argumentu, że to kobieta powinna móc wybrać - gdzie i jak chce być leczona. A zawsze musi być leczona profesjonalnie.
I z tym ostatnim postulatem - pełna zgoda. Tak, to kobieta powinna móc wybrać, gdzie i przez kogo chce być leczona. Na medycznym rynku są przecież tysiące lekarzy, którzy deklaracji nie podpisali. Tym samym można sądzić, że od ręki wypiszą tabletki wczesnoporonne, a także - gdy będzie taka „potrzeba” - dokonają terminacji ciąży. I w ogóle zrobią, czego pacjentka zapragnie. Jeśli kobieta chce wybrać takiego lekarza - nie ma problemu. Jej demokratyczne prawo.
Jeśli jednak część kobiet chce mieć pewność, że idąc do szpitala, trafi w ręce lekarza, który leczy i przyjmuje na świat, a nie zabija - też powinna mieć możliwość wyboru. Świadomego wyboru. Im więcej pacjent wie o swoim lekarzu, tym lepiej. "Deklaracja wiary" jest konkretnym wskaźnikiem dla pacjentek. Zarówno tych „za”, jak i „przeciw”. Jednym i drugim daje demokratyczne prawo wyboru lekarza, przy którym będzie się czuła bezpieczna.
Dlatego, gdyby się okazało, że prof. Chazan zostanie odwołany ze stanowiska za karę, ze względu na podpisaną "Deklarację wiary", oznaczałoby to, że demokracja w naszym kraju kuleje. Żeby nie powiedzieć - umiera. Śmiercią tragiczną, bo ideologiczną.
PS. Na Facebooku powstała grupa broniąca prof. Chazana i jego zespołu. Można dołączyć.
Agata Puścikowska