Słowa nam zadane

Co usłyszeć można w komentarzach po papieskiej pielgrzymce do Ziemi Świętej? Zależy gdzie ucho przyłożyć.

Na przykład izraelskie media całkowicie zignorowały jej wymiar religijny, skupiły się na politycznych gestach. Równie mocno, jak wybrzmiało tu symboliczne dotknięcie muru oddzielającego Betlejem od wolnego świata, podkreślano hołd oddany w Jerozolimie ofiarom terroryzmu. Trwają spory, czy był to hołd spontaniczny (podobno nie), a na ile „zasugerowany” przez tutejsze władze, by zachować zasadę symetrii wobec obu stron konfliktu bliskowschodniego.

Autentyczne poruszenie w światowych mediach wywołało zaproszenie do Watykanu przywódców Izraela i Palestyny. W biurze prasowym pielgrzymki pół żartem, pół serio komentowano, że sytuacja w regionie jest tak skomplikowana, iż faktycznie, chyba tylko interwencja Bożej Opatrzności może tu pomóc. A przy okazji będzie to dialog przedstawicieli dwóch wielkich monoteistycznych religii w stolicy trzeciej.

Najważniejszy w tej pielgrzymce wątek ekumeniczny wciąż się jej jerozolimskim gospodarzom wymykał. Logo przedstawiające świętych Piotra i Andrzeja na jednej łodzi gdzieś się im zapodziało. W oficjalnej oprawie wszędzie eksponowano logo urzędowe, czyli flagi Izraela i Watykanu. Za to w kwestii bezpieczeństwa zafundowano gościom prawdziwie obsesyjną troskę. Ponieważ tym razem ultraortodoksi poprzestali jedynie na zorganizowaniu konferencji prasowej w hotelu King Dawid, niejako w zastępstwie, ekumenicznie, rozpędzono grupę arabskich chrześcijan chcących powitać u siebie ojca świętego.

Papież wyraźnie był zmęczony intensywnością i liczbą spotkań upchanych w ciągu 72 godzin. Już w niedzielny wieczór miał problem, by w Bazylice Grobu wstać z kolan. Pomógł mu w tym patriarcha Bartłomiej, z czego zrobiła się scena symboliczna, od razu porównywana do pamiętnego wejścia Jana Pawła II na Golgotę.

W poniedziałek wrzucono jeszcze wyższy bieg. Dziennikarze nie zdążyli się dobrze zainstalować w biurze prasowym, a już było po spotkaniu z wielkim muftim. Po południu mieliśmy do czynienia z prawdziwym szumem informacyjnym. Nikt nie był w stanie opanować, co dokładnie i gdzie mówił Franciszek. Jeśli chodzi o kolejne „oficjałki” z władzami – strata to niewielka. Gorzej, że gdzieś utonęło wśród nich przejmujące wystąpienie papieża w Yad Vashem, nie sposób też było przytaczać większych fragmentów kluczowych dla religijnego przesłania pielgrzymki homilii w Getsemani i Wieczerniku.

Pocieszać się można na dwa sposoby. Po pierwsze – jeśli chodzi o medialny odbiór, papieska wizyta od początku stała na straconej pozycji. Przebiegała bowiem w cieniu sensacyjnych rozstrzygnięć wyborów do Parlamentu Europejskiego, głosowania na Ukrainie oraz śmierci Wojciecha Jaruzelskiego (obszernie komentowanej także w zagranicznych mediach). Po drugie – to co mówił Franciszek ma wartość ponadczasową i będzie z pewnością powracać, bo są to słowa nam zadane.

Ksiądz Piotr Żelazko z wspólnoty katolików języka hebrajskiego, pytany jak jego parafianie odebrali to, co papież mówił do nich w Betlejem, odpowiedział: „Oni zbyt byli przejęci, że go widzą, a poza tym mówił w niezrozumiałym dla nich języku. My te teksty dopiero teraz będziemy spokojnie, wspólnie czytać, a ich sens rozważać”.

Niezły pomysł.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Piotr Legutko