Co usłyszeć można w komentarzach po papieskiej pielgrzymce do Ziemi Świętej? Zależy gdzie ucho przyłożyć.
27.05.2014 08:10 GOSC.PL
Na przykład izraelskie media całkowicie zignorowały jej wymiar religijny, skupiły się na politycznych gestach. Równie mocno, jak wybrzmiało tu symboliczne dotknięcie muru oddzielającego Betlejem od wolnego świata, podkreślano hołd oddany w Jerozolimie ofiarom terroryzmu. Trwają spory, czy był to hołd spontaniczny (podobno nie), a na ile „zasugerowany” przez tutejsze władze, by zachować zasadę symetrii wobec obu stron konfliktu bliskowschodniego.
Autentyczne poruszenie w światowych mediach wywołało zaproszenie do Watykanu przywódców Izraela i Palestyny. W biurze prasowym pielgrzymki pół żartem, pół serio komentowano, że sytuacja w regionie jest tak skomplikowana, iż faktycznie, chyba tylko interwencja Bożej Opatrzności może tu pomóc. A przy okazji będzie to dialog przedstawicieli dwóch wielkich monoteistycznych religii w stolicy trzeciej.
Najważniejszy w tej pielgrzymce wątek ekumeniczny wciąż się jej jerozolimskim gospodarzom wymykał. Logo przedstawiające świętych Piotra i Andrzeja na jednej łodzi gdzieś się im zapodziało. W oficjalnej oprawie wszędzie eksponowano logo urzędowe, czyli flagi Izraela i Watykanu. Za to w kwestii bezpieczeństwa zafundowano gościom prawdziwie obsesyjną troskę. Ponieważ tym razem ultraortodoksi poprzestali jedynie na zorganizowaniu konferencji prasowej w hotelu King Dawid, niejako w zastępstwie, ekumenicznie, rozpędzono grupę arabskich chrześcijan chcących powitać u siebie ojca świętego.
Papież wyraźnie był zmęczony intensywnością i liczbą spotkań upchanych w ciągu 72 godzin. Już w niedzielny wieczór miał problem, by w Bazylice Grobu wstać z kolan. Pomógł mu w tym patriarcha Bartłomiej, z czego zrobiła się scena symboliczna, od razu porównywana do pamiętnego wejścia Jana Pawła II na Golgotę.
W poniedziałek wrzucono jeszcze wyższy bieg. Dziennikarze nie zdążyli się dobrze zainstalować w biurze prasowym, a już było po spotkaniu z wielkim muftim. Po południu mieliśmy do czynienia z prawdziwym szumem informacyjnym. Nikt nie był w stanie opanować, co dokładnie i gdzie mówił Franciszek. Jeśli chodzi o kolejne „oficjałki” z władzami – strata to niewielka. Gorzej, że gdzieś utonęło wśród nich przejmujące wystąpienie papieża w Yad Vashem, nie sposób też było przytaczać większych fragmentów kluczowych dla religijnego przesłania pielgrzymki homilii w Getsemani i Wieczerniku.
Pocieszać się można na dwa sposoby. Po pierwsze – jeśli chodzi o medialny odbiór, papieska wizyta od początku stała na straconej pozycji. Przebiegała bowiem w cieniu sensacyjnych rozstrzygnięć wyborów do Parlamentu Europejskiego, głosowania na Ukrainie oraz śmierci Wojciecha Jaruzelskiego (obszernie komentowanej także w zagranicznych mediach). Po drugie – to co mówił Franciszek ma wartość ponadczasową i będzie z pewnością powracać, bo są to słowa nam zadane.
Ksiądz Piotr Żelazko z wspólnoty katolików języka hebrajskiego, pytany jak jego parafianie odebrali to, co papież mówił do nich w Betlejem, odpowiedział: „Oni zbyt byli przejęci, że go widzą, a poza tym mówił w niezrozumiałym dla nich języku. My te teksty dopiero teraz będziemy spokojnie, wspólnie czytać, a ich sens rozważać”.
Niezły pomysł.
Piotr Legutko