Film przedstawia życie Chrystusa aż do męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania z poszanowaniem przekazów ewangelicznych.
mat. prasowy
Zdjęcia do filmu realizowano w USA, m.in. w Arizonie, Utah, Nevadzie, Kalifornii (Dolina Śmierci). Nie obyło się bez przygód na planie. W czasie zdjęć w Arizonie, niespotykana tu od dziesiątków lat śnieżyca sprawiła, że śnieg pokrył cały sprzęt i przygotowaną scenografię. Kilkuset członków ekipy, aktorzy i statyści łącznie z samym reżyserem, z łopatami w ręku, z użyciem ciężkiego sprzętu odśnieżało zasypany sprzęt. W chwilę po zakończeniu pracy rozpętała się nowa, jeszcze większa zamieć śnieżna zmuszając ekipę do wyjazdu do studia w Hollywood. Realizacja filmu trwała prawie pięć lat.
550 Indian Navajo z pobliskiego rezerwatu miało zagrać rzymskich legionistów, jednak wkrótce opuścili oni plan, by wziąć udział w plemiennych wyborach. Stevens musiał szybko postarać się o nowych statystów.
Część scen reżyserował David Lean (Lawrence z Arabii), którego nazwiska producenci nie umieścili w czołówce...
Film przedstawia życie Chrystusa aż do męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania z poszanowaniem przekazów ewangelicznych.
Już sam fakt, że Georges Stevens, jeden z mistrzów amerykańskiego kina, autor tak głośnych filmów, jak „Miejsce pod słońcem”, „Jeździec znikąd” czy „Pamiętnik Anny Frank” zamierza nakręcić filmową wersję Ewangelii wywołał sensację.
Stevens nakręcił film z ogromnym rozmachem, a producenci nie szczędzili środków na scenografię.
„Opowieść wszech czasów” należała do najkosztowniejszych produkcji lat sześćdziesiątych, a jej budżet wynosił prawie 20 milionów dolarów. W tym czasie Hollywood usiłowało za wszelką cenę oderwać widzów od telewizorów realizując kosztowne superprodukcje pokazywane na coraz większych ekranach kinowych, z gwiazdorską obsadą. „Opowieść wszech czasów” zrealizowano na taśmie 70 mm, a w wersji oryginalnej trwała ponad cztery godziny, chociaż w kinach pokazywano wersję nieco krótszą. W roku 1965 film otrzymał 5 nominacji do nagrody Akademii Filmowej.
Doświadczony reżyser sprawnie, ale bez większego polotu przedstawił życie i śmierć Chrystusa. Wydaje się jednak, że w wypadku tego filmu Stevensa bardziej absorbowała próba zapanowania nad puszczoną w ruch gigantyczną machiną produkcyjną niż sama reżyseria. Sam film to ciąg pięknych, znakomicie skomponowanych obrazów, które pozwala smakować wolna, dająca widzowi czas na refleksję narracja, chociaż brak w nim emocji i głębi przeżycia. Mimo wszystko, znajdziemy w filmie przynajmniej kilka scen tchnących rzadko osiąganym na ekranie autentyzmem, przejmujących, działających na emocje widza, jak np. scena wskrzeszenia Łazarza.
Sporo kontrowersji wywołała obsada aktorska. Stevens postawił na znane nazwiska zatrudniając nawet w rolach epizodycznych gwiazdy światowego kina. Okazało się to niezbyt zręcznym posunięciem, bo niektórzy ze znanych aktorów i aktorek pojawiając się na krótko przed kamerą zagrało jak gdyby w innym filmie. Zdarzają się tu jednak wyjątki, np. Jose Ferrer w roli Heroda.
W roli głównej wystąpił Szwed, Max von Sydow, który zebrał bardzo wysokie oceny krytyki. I rzeczywiście, do dzisiaj jego znakomita kreacja należy do najlepszych spośród aktorskich interpretacji postaci Chrystusa, oddając zarazem majestat i dobrowolne poniżenie Syna Bożego.
***
"Opowieść wszech czasów" (The Greatest Story Ever Told) - reż: George Stevens, David Lean; wyk: Max von Sydow (Jezus), Michael Anderson Jr.(Jakub Młodszy), Carroll Baker(Veronica), Ina Balin( Marta z Betanii), Richard Conte(Barabasz), Joanna Dunham (Maria Magdalena), José Ferrer(Herod Antypas), Charlton Heston(Jan Chrzciciel), Martin Landau(Kajfasz), David McCallum (Judasz); USA 1965
Wiara.pl