Powołani. Młodzi ludzie, którzy 17 maja przyjadą do Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie, po raz pierwszy będą mogli zobaczyć je od środka. Tajemnica gmachu przy Piłsudskiego 6 tkwi jednak nie w murach, lecz w osobach, które w nich żyją.
Jacek Chmura z Delastowic jest już na piątym roku. Przed nim diakonat. Pierwsza myśl, by pójść do seminarium, pojawiła się dzięki rozmowom z katechetą ks. Bogdanem. To było jeszcze w gimnazjum, które szybko przeminęło, a w szkole średniej myśli o kapłaństwie zblakły, choć koledzy twierdzili, że jeszcze w I klasie nadawał się na księdza, później już nie. – Byłem chyba człowiekiem rozrywkowym, więc nie widziano we mnie kandydata do sutanny. Owszem, miałem przykłady dobrych księży, ale nigdy nie wyobrażałem sobie siebie jako jednego z nich – opowiada. Miał już plan na przyszłość: małżeństwo, rodzina, budowa domu. Kiedy chodził do technikum, pojechał popracować w Niemczech. – Żeby zarobić na prawo jazdy, studniówkę i różne inne rzeczy, o których młody chłopak marzy – dodaje. Za granicą często odwiedzał jeden z kościołów, który przeważnie świecił pustkami. Dużo się modlił, przeważnie na różańcu, który, nie wiedzieć skąd, znalazł się w jego plecaku szkolnym. Kiedy wracał ze szkoły, wyciągał sznur paciorków i wędrował z różańcowymi tajemnicami do domu. Podobnie było za granicą. Przyszło powołanie. Podjął decyzję w tajemnicy przed najbliższymi. – Kiedy złożyłem papiery, modliłem się, żeby mnie nie przyjęli, bo negatywna odpowiedź byłaby czytelnym znakiem, że kapłaństwo to nie moja droga – uśmiecha się. Stało się inaczej. – To była zasługa moich prababci. Jedna wycierpiała mi seminarium na łożu śmierci, a druga wymodliła. I babcia, która zawsze pilnowała, żebyśmy chodzili na majowe i nabożeństwa różańcowe – podkreśla. Kandydata do seminarium zaprowadziłby do kaplicy. – Od pięciu lat wpatruję się w obraz Ukrzyżowanego i w tabernakulum. Tu zaczynam i kończę każdy dzień. Tu jest moje miejsce walki i warsztat, gdzie Pan Jezus pracuje nade mną. Kaplica jest dla mnie intrygującym miejscem, zwłaszcza podczas nocnych adoracji i każdej Eucharystii. Wszyscy troszczymy się o nią, bo sami ją dekorujemy, sprzątamy, posługujemy w liturgii. To nasz dom w domu. Sanktuarium – wyjaśnia. Od tabernakulum rozchodzą się w kamiennej posadzce promienie, które wychodzą niejako poza kaplicę, przenikając cały dom.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Zbigniew Wielgosz