"Zawsze z Niemcami, nigdy przeciw Rosji" - w kontekście kryzysu ukraińskiego coraz częściej przypomina się te słowa cara Borysa III z lat 40. XX wieku, kiedy Bułgaria, wówczas sojuszniczka hitlerowskich Niemiec, odmówiła wysłania wojsk na front wschodni.
Borys III Sakskoburggotski (1894-1943), Niemiec z pochodzenia, wiedział, że rządzi narodem, który przez kilkaset lat swoich dziejów patrzył z nadzieją na wschód i liczył, że "wujek Wania" przyniesie wyzwolenie z niewoli tureckiej. Co też się stało w 1878 r. Wiedział również, że w tym kraju nieufający Rosji zawsze przegrywają z ufającą jej większością.
"To stanowisko było sformułowane w wyjątkowo trudnej sytuacji międzynarodowej. () Mówi ono wiele i dzisiaj. Jeżeli utożsamimy Niemcy, wiodącą siłę unijną, z UE - to ono jest nadal aktualne; Bułgaria jest już członkiem rodziny unijnej, ale to w żadnym wypadku nie wyklucza pragmatycznej współpracy z Rosją, z którą mamy tradycyjnie dobre stosunki i interesy handlowe. W dzisiejszym globalnym świecie nie należy wybierać albo-albo. Należy szukać korzyści na wszystkich kierunkach. W tym sensie polityka mojego ojca była przenikliwa" - mówił na początku kwietnia syn cara Borysa, premier w latach 2001-2005 Symeon Sakskoburggotski.
Według obserwatorów w Sofii sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen, który odwiedził Sofię 11 kwietnia, nie usłyszał od władz bułgarskich tego, czego się spodziewał - kategorycznych słów, że Rosję trzeba powstrzymać, w tym za pomocą sankcji. O poparciu dla sankcji wobec Moskwy mówił prezydent, lecz nie przedstawiciele rządu, którzy wyrażali nadzieję, że do nich nie dojdzie.
Nie chodzi tylko o to, że wiodącą siłą w koalicyjnym rządzie Płamena Oreszarskiego jest tradycyjnie prorosyjska lewica, której lider jeszcze 20 lat temu miał po matce obywatelstwo rosyjskie i urodził się na terytorium dzisiejszej Ukrainy. Lewica, w takim samym stopniu jak car Borys III 70 lat temu, nie może nie lekceważyć nastrojów społecznych.
Badanie agencji BBSS Gallup Int. z 28 marca - 3 kwietnia br. pokazuje, że 49 proc. z reprezentacyjnej próby 1013 dorosłych obywateli Bułgarii nie aprobuje sankcji wobec Rosji; aprobuje 21 proc. Sympatia 34 proc. ankietowanych jest po stronie tych, którzy na Ukrainie dążą do zbliżenia z Rosją, 35 proc. aprobuje aneksję Krymu. Odmiennego zdania jest ok. jednej trzeciej badanych (odpowiednio 31 i 27 proc.).
Przewaga prorosyjskich postaw ma podłoże nie tylko gospodarcze. Nauczanie historii i literatury w bułgarskich szkołach pod kątem roli Rosji niewiele się zmieniło od czasów komunistycznych. Rusofilstwo - zdaniem niezależnych obserwatorów - wpaja się uczniom od pierwszych klas, a zmianę świadomości, w tym poprzez obiektywną interpretację historii, należy zacząć właśnie od szkoły, w której brak również wychowania obywatelskiego - zauważa politolog prof. Ewgenij Dajnow.
Zdaniem dziennikarki dziennika "24 czasa" Kapki Todorowej prowadzi to do tego, że przeciętny Bułgar wciąż uważa, że "Zachód mu odbierze, a Rosja da".
O uzależnieniu bułgarskiej gospodarki od Rosji świadczy wiele faktów. 85 proc. syrowców energetycznych pochodzi z Rosji, w tym gaz oraz paliwo dla jedynej elektrowni jądrowej, 14 proc. PKB pochodzi z turystyki, opierającej się w znacznym stopniu na Rosjanach i Ukraińcach. Do Rosjan należy ponad 300 tys. nieruchomości, głównie nad Morzem Czarnym. Są oni siłą napędową budownictwa w kurortach. 9 proc. PKB zapewnia jedyny kombinat petrochemiczny Neftochim-Burgas, który w 100 proc. należy do rosyjskiego Łukoilu. Bułgarska technika wojskowa (czołgi i myśliwce) jest uzależniona od rosyjskich dostaw części zamiennych.
Zdaniem wielu pozarządowych analityków istnieje bezpośredni związek między gospodarczym uzależnieniem, dla którego likwidacji nie podjęto wystarczających wysiłków w minionym ćwierćwieczu, a samą strukturą bułgarskiej gospodarki, kopiującą w znacznym stopniu rosyjski model oligarchiczny.
Rosja jest drugim po UE partnerem handlowym Bułgarii. Sankcje wobec Rosji uderzą w ponad 2 tys. bułgarskich spółek z 80 tys. pracownikami, nie licząc zatrudnionych w turystyce - przypomniał niedawno szef dyplomacji Kristian Wigenin. Jeden z jego poprzedników Sołomon Pasi oburza się z powodu zbyt częstego cytowania rosyjskiego przedstawiciela w UE sprzed siedmiu lat, że Bułgaria stała się "koniem trojańskim Rosji w UE".
"W UE są zarówno trojańskie konie, trojańskie królowe jak i trojańskie wieże, a Bułgaria jest najwyżej trojańskim pionkiem. W obecnej sytuacji największym rosyjskim trojańskim koniem w UE są Niemcy, w których ponad 300 tys. miejsc pracy zależy od Rosji" - stwierdził Pasi.
Obecne władze są w trudnej sytuacji, próbując utrzymywać równowagę między zobowiązaniami wynikającymi z członkostwa w NATO i UE, a koniecznością liczenia się z tradycyjnie prorosyjskim elektoratem przed majowymi wyborami do europarlamentu. Na nastrojach prorosyjskich gra również nacjonalistyczna Ataka. Liczy się z nimi również centroprawicowa partia GERB byłego premiera Bojko Borysowa.
Sprawa sankcji, ewentualne zwiększenie obecności NATO w regionie, podobnie jak wybory do PE są jednak tylko epizodami dla tradycyjnego - szczerego, czy z rozsądku - bułgarskiego rusofilstwa.