Nowy numer 13/2024 Archiwum

Wejdą? Zawsze wchodzą

To nie do wiary, kręcą głowami zachodni miłośnicy rosyjskich bajek, obserwując rosyjskie czołgi na Ukrainie. Do wiary, do wiary. Pora zamknąć bajki i zapoznać się z rosyjską literaturą faktu.

Wejdą, nie wejdą? Stare, znane i kojarzące się pytanie wybrzmiewało w ostatnich tygodniach. Ale jest już nieaktualne. Weszli i nie ma co się dziwić – taki był plan. Realizowany przez Rosję zawsze konsekwentnie. Przy konsekwentnie tej samej bezradności Zachodu.

I nie bądźmy naiwni – w przypadku niektórych krajów to oczywiście niekonsekwencja kontrolowana: to znaczy może i wiemy, że w oczach Putina widać tylko trzy literki KGB, ale też… dobry biznesman nie zwraca uwagi na takie szczegóły. Są jednak i takie zachodnie pięknoduchy, które za obronę dobrego imienia „demokratycznej Rosji” gotowe są oddać nie tylko paszporty, ale i duszę. Bez żadnej przenośni.

Po drugie, inwazja na Ukrainę, podobnie jak wcześniej na Gruzję (przy wszystkich różnicach) nie jest jeszcze czerwoną linią, która kazałaby zachodnim strukturom stanąć w pełnej gotowości bojowej i zareagować już nie tylko śmiesznymi zakazami wstępu na Florydę dla moskiewskich oligarchów. Co więcej, przez ostatnie tygodnie władze w Kijowie były pod niezwykłą presją różnych dyplomatycznych zabiegów, by „nie dały się sprowokować” Rosji. Czytaj: by nie próbowały bronić swojego terytorium przed jawną agresją. To z pewnością dramatyczna sytuacja: przy stanie armii ukraińskiej (byłem, widziałem te dziurawe spodnie, brak części zamiennych do sprzętu itd.), rozbitej zupełnie w czasie rządów Janukowycza (przypadek, prawda?) próba walki z o wiele silniejszym najeźdźcą jest skazana na porażkę.

Tyle że cierpliwość i „nie poddawanie się prowokacji” ma swoje granice. To honor i poczucie godności. Ukraińcy nie mają już innego wyjścia, jak bronić swojej niepodległości. Bez wsparcia Zachodu raczej nie mają szansy. Doraźnie. Ale jeszcze gorszą byłaby sytuacja bierności wobec napaści na swój własny kraj. Dostaję co chwilę wiadomości od znajomych ze wschodniej Ukrainy. „Boimy się”, piszą. „Ale będziemy walczyć, nie ma wyjścia”, dodają. Czują się w tym wszystkim mocno osamotnieni, zwłaszcza gdy lokalna milicja zostawia ich na pastwę tzw. prorosyjskich bojówek. Tak było w miniony weekend m.in. w Charkowie. Próbują więc bronić się sami. Jest ich większość, wbrew sowieckiej propagandzie. Ale bez broni nie dadzą rady. Tak, to już jest ten etap. Na wychodzenie z białą flagą jest dzisiaj za późno. Bo ruskie weszły. Jak zawsze.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny