Od sprzymierzeńców mamy prawo oczekiwać realnej solidarności.
Na ostatnim szczycie Przymierza Atlantyckiego prezydent Barack Obama oświadczył, że Stany Zjednoczone są gotowe bronić sojuszników z NATO, ale nie będą bronić państw do NATO nienależących, takich jak Ukraina. Rosja bowiem – jak powiedział – „nie będzie odstraszana od dalszej eskalacji za pomocą siły zbrojnej”. Po zakończeniu szczytu Obama uściślił, że „obecnie nie ma żadnych planów związanych z rozszerzeniem NATO o Gruzję i Ukrainę. Oba te kraje nie są na drodze do uzyskania członkostwa”. Na te deklaracje błyskawicznie zareagował prezydent Putin i w telefonicznej rozmowie zwierzył się prezydentowi Obamie ze swej troski o Naddniestrze, marionetkowe państwo utworzone przeszło dwadzieścia lat temu przez rosyjskie wojska na terytorium Mołdawii. Putina martwi, że Naddniestrze oddziela od Rosji całe terytorium Ukrainy. A przecież Mołdawia, tak samo jak Ukraina, nie należy do NATO. Po tej krótszej, telefonicznej wymianie zdań na dłuższą rozmowę poleciał do Moskwy sekretarz stanu John Kerry. Z ministrem Ławrowem przeprowadził ciekawą dyskusję na temat ustrojowych problemów Ukrainy. Siedemdziesiąt lat temu w Jałcie też rozmawiano o kwestiach ustrojowych. W zamian za odebranie polskiemu rządowi uznania międzynarodowego alianci zaoferowali Polakom „wolne wybory” (pod solidną ochroną Armii Czerwonej).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek