Pomimo, że maleje poparcie Amerykanów dla kary śmierci, władze stanowe bynajmniej nie zamierzają z niej zrezygnować. Pojawił się jednak nowy problem; w jaki sposób egzekwować jej wykonanie? Obszerny artykuł na ten temat opublikowała agencja AP, przytaczając m.in. ostanie sondaże Instytutu Gallupa. Wynika z nich, że choć karę śmierci popiera nadal 60 proc. obywateli USA, to jednak od 1972 r. stale ono maleje.
Głównym tematem artykułu jest sposób wykonywania kary śmierci, w związku z tym, że od 2005 r. Unia Europejska przestała eksportować substancje chemiczne, wykorzystywane w egzekucjach.
Autorzy artykułu tłumaczą ten sprzeciw: „Europa tradycyjnie widziała w kulturze amerykańskiej co najmniej dwa minusy: słabą opiekę zdrowotną i karę śmierci. (...) Europa w XX w. była świadkiem systemów totalitarnych, dla których nic nie znaczyło zabicie człowieka i to bez żadnego procesu. Wynikiem był ostry sprzeciw społeczeństw wobec kary śmierci, i to już zaraz po zakończeniu II wojny światowej. Najpierw zabroniono jej w Niemczech Zachodnich i we Włoszech. We Francji, w której przecież wynaleziono gilotynę, skorzystano z niej po wojnie tylko kilka razy. Cytowano słowa Alberta Camusa, laureata nagrody Nobla, który w 1957 r. napisał w jednym z esejów: „Nigdy nie będzie prawdziwego pokoju ani w sercach ludzkich ani w społeczeństwach, dopóki trwać będzie kara śmierci”. Następnie po rozpadzie Związku Radzieckiego ze stosowania tej kary zaczęły rezygnować kraje Europy Wschodniej".
Agencja AP wskazuje dalej na różnice kulturowe w podejściu do rozumienia tej kary: europejski system penitencjarny nastawiony jest bardziej na resocjalizacje przestępców, a nie na tylko na karanie. Diametralnie rożna jest także liczba więźniów: w krajach UE na 100 tys. mieszkańców przypada ich 130, natomiast w USA jest ich czterokrotnie więcej - 920.
W 2005 r. Unia Europejska zabroniła eksportu środków używanych do egzekucji i tortur, aby skutecznie walczyć z karą śmierci. Oczywiście do uśmiercenia człowieka może posłużyć przedawkowanie rożnego rodzaju środków przeciwbólowych, uspakajających i paraliżujących. Jednakże stosowanie ich w więzieniach oznacza zarazem wytoczenie procesów o „rzeźnickie egzekucje” (botched executions) i „spowodowanie nieludzkiego bólu”.
Z braku środków chemicznych niektóre stany (Missouri, Virginia i Wyoming) rozważają powrót do tradycyjnych metod egzekucji, takich jak rozstrzelanie, komory gazowe i porażenie prądem. W związku z tym, w analizie AP zasygnalizowana została potrzeba zmiany amerykańskiego wizerunku międzynarodowego. Trzy tysiące więźniów oczekujących w tamtejszych więzieniach na wykonanie kary śmierci stawia ten kraj w jednej grupie z Chinami, Iranem, Arabią Saudyjską, Irakiem i Pakistanem.
Wśród krajów rozwiniętych karę śmierci stosuje jeszcze Japonia, ale i tam pojawiły się na nowo głosy nawołujące do jej zniesienia. Wczoraj do społeczeństwa japońskiego zwrócił się w tej sprawie ambasador Wielkiej Brytanii Tim Hitchens, a także kilku japońskich profesorów m.in. z Uniwersytetu w Kioto. Poprzez agencje KYODO i gazetę "The Japan Times" wrazili oni swój niepokój z powodu stosowania nadal w Japonii kary śmierci i zachęcili zwłaszcza środowisko prawników do debaty na ten temat.
W tym kontekście należy przypomnieć, iż Katechizm Kościoła Katolickiego w n. 2267 naucza: „Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem".
Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem, władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej.
Istotnie, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy "są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale” - zauważa AP.