Gdyby kobieta i mężczyzna nie mieli odmiennych zadań, nie byłoby kobiety i mężczyzny.
Parę dni temu radiowa Jedynka wzięła się za promocję „urlopów tacierzyńskich”. A bo to takie świetne, a bo matka może się realizować zawodowo, a bo równe szanse. I w kółko: „tacierzyński, tacierzyński, tacierzyński”. Kariera tego lansowanego na salonach idiotycznego słowa „tacierzyński”, ewentualnie „ojcierzyński” – zamiast po prostu „ojcowski” – jest, śmiem twierdzić, nieprzypadkowa. Bo urlop „ojcowski” wskazuje, że – jak w piosence „Arki Noego” – „mama to nie jest to samo co tato”. A chodzi o to, żeby było to samo. „Tacierzyński” – bo „macierzyński”. Podobieństwo brzmienia sugeruje, że tatuś będzie w domu jako druga mamusia. Ojciec jest w tej ideologii niepotrzebny. Ech, żeby jeszcze ten truteń mógł karmić piersią…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak