Choć nie padło słowo o zakończeniu kariery, Justyna Kowalczyk stwierdziła, że czuje się "rozliczona" z igrzyskami. W czwartek po południu wygrała olimpijski bieg na 10 km klasykiem. Wieczorem zapowiedziała, że w Soczi wystąpi jeszcze trzy razy.
To jej piąty medal wywalczony na IO, a drugi złoty. Przed czterema laty zwyciężyła w Vancouver na 30 km stylem klasycznym.
"To był mój najtrudniejszy bieg, nie licząc czasów juniorskich, kiedy człowiek +zdycha+ po pierwszym kilometrze. W Kanadzie nie miałam żadnego wyjścia, wykonałam swoje zadania. Tutaj, w Soczi, po tym wszystkim, co się wydarzyło, tak bardzo jak nigdy wcześniej cieszę się z medalu" - powiedziała Kowalczyk po ceremonii medalowej, która odbyła się w Parku Olimpijskim.
"Krążek" Polce wręczał Norweg Gerhard Heiberg, członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Drugie miejsce w rywalizacji na 10 km techniką klasyczną zajęła Szwedka Charlotte Kalla, a trzecie Norweżka Therese Johaug. Piąta była jedna z faworytek Marit Bjoergen.
"To jest dystans, na którym w trzy lata przegrałam tylko raz, zresztą tydzień przed igrzyskami we włoskim Dobbiaco. Takiej szansy nie można zaprzepaścić" - przyznała.
W Pucharze Świata, o którym wspomniała, Kowalczyk startowała w wyjątkowo fatalnych dla siebie okolicznościach. Po pierwsze, biegła już ze złamaną kością śródstopia, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziała. Po drugie, dzień wcześniej odmroziła sobie palce u nóg i musiała zrywać paznokcie. Opowiadała, że ból był straszny, ale się nie poddała.
Kowalczyk podkreślała też w rozmowie z polskimi dziennikarzami rolę Aleksandra Wierietielnego. Wystąpiła trochę w roli jego rzecznika, bowiem szkoleniowiec od jakiegoś czasu unika rozmów z mediami albo odpowiada zdawkowo. W czwartek był usprawiedliwiony chorobą.
"Od dwóch, trzech dni trenera coś brało, a teraz zdecydował się wziąć antybiotyk. Kiedy przyszłam do niego z lekami, siedział taki rozpalony i w maseczce na usta, jak Japończyk. Razem sobie popłakaliśmy, zeszły z nas wszystkie emocje" - opowiadała narciarka.
Kowalczyk ustaliła z Wierietielnym plan na kolejne dni igrzysk w Soczi. Wystąpi jeszcze w trzech konkurencjach.
"Pobiegnę indywidualnie na 30 km techniką dowolną i w dwóch sztafetach. O pierwszym z nich ciężko cokolwiek powiedzieć, zaś zespołowo niezagrożone są Norweżki i Finki. Jeśli o mnie chodzi, najlepiej lubię biegać, kiedy jest bardzo zimno, a smary twarde i niepewne" - przyznała Kowalczyk, która w czwartek triumfowała w iście odmiennych warunkach pogodowych - na Krasnej Polanie było kilkanaście stopni ciepła, a śnieg rozmokły.