– Skończyły się nam ostatnie puszki z żywnością. Nie mamy już praktycznie nic. Nie mamy samochodów, żeby pojechać do Kamerunu, gdzie zazwyczaj robiliśmy zakupy. A nawet gdybyśmy je mieli, to nie przejedziemy, bo tam jest Seleka – mówią GN polscy misjonarze, którzy zostali z ludźmi w dotkniętej bandyckim konfliktem Republice Środkowoafrykańskiej.
Jeśli wojska międzynarodowe nie wejdą tu w ciągu kilku dni, to może się tu wydarzyć coś naprawdę niedobrego – brat Benedykt Pączka OFM Cap jest jednym z polskich kapucynów, który już dawno podjął decyzję o pozostaniu z miejscową ludnością, mimo realnego zagrożenia życia i mimo oferty polskiego rządu, który był gotowy ewakuować polskich obywateli. Misjonarze, nie tylko polscy, pozostali w kraju, który jest praktycznie pozbawiony działającego państwa i ochrony ze strony jakichkolwiek regularnych służb mundurowych. W samym środku Afryki rozgrywa się konflikt, za którym nie stoi praktycznie żadna ideologia. Stała za nim ambicja władzy kolejnego kacyka, który rok temu przejął stery i ściągnął – prawdopodobnie – najemników wypożyczonych z Czadu i Sudanu, nazywanych Seleka (sojusz, przymierze), głównie muzułmanów. Ci sterroryzowali kraj, w tym również miejsca, w których pracują misjonarze. Kacyk, czyli Michel Djotodia, jednak ustąpił, więc Seleka została bez swojego patrona. W międzyczasie pozbawieni ochrony mieszkańcy zorganizowali się w bojówki zwane Anty-Balaka (antymaczety) i chcą zemścić się na Selece i tych miejscowych, którzy im pomagali. Seleka częściowo już uciekła przez niekontrolowaną granicę z Czadem, po drodze plądrując wioski i zabijając ludzi. W wielu miejscach jednak nie wystrzelili jeszcze ostatniego naboju.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina