Jeden sprawca do rozwiązywania wielu spraw

Jak to tata, pytam się: co to takiego? A "młody": "chciałbym mieć taki mały kościółek". KOŚCIÓŁEK!

Dopadła mnie choroba kilka dni temu, wirus bardzo niewdzięczny, który na kilka dni wyeliminował mnie z "normalnego" trybu Praca-Dom-Praca.

Wirus dlatego niewdzięczny, ponieważ dopadł mnie już drugi raz w przeciągu miesiąca - a jak spojrzę na moje 16 lat pracy, tylko kilka razy byłem zmuszony zostać w domu. Oczywiście "zeszło" się to z feriami, tato chory, a w domu trójka chłopaków, żądna jakichkolwiek wrażeń. I tu do akcji wkracza niezastąpiona babcia. Najmłodszy syn pojechał na tydzień i w niedzielę miała być "zmiana turnusu". Jak dowieźć dzieci, jeżeli ma się od kilku dni 39 stopni? Brat - mało się widzimy ale jak trzeba zareagować, do rany przyłóż - przywiózł i odebrał bardzo chętnych wnuków do zmiany klimatu, no może miejscowości.

Wszystko ok, nic nadzwyczajnego, niedziela, brat wyjeżdżając spod domu dzwoni, że chyba zgubił dokumenty do auta, przeszukaliśmy mieszkanie, auto... i nic. Odjechał. Godzina 19:50 najmłodszy syn podchodzi do mnie i pokazuje rysunek, których robi setki (rycerze,wojsko, bazy kosmiczne etc.) i to czasami dziennie. Jak to tata, pytam się: co to takiego? A "młody": "chciałbym mieć taki mały kościółek".

KOŚCIÓŁEK!!! - jak to się mówi "na śmierć zapomniałem". Przecież nie byłem w kościele, co mnie, człowieka, który nie pamięta, żeby opuścił niedzielną Mszę (poza kilkoma "razami" za granicą - wyjaśnienie poniżej) postawiło mnie na nogi.

Pytanie, czy chory jestem w stanie iść? Banał, nie umieram, nie idę, tylko podjadę samochodem, no i oczywiście mój stan nie pozwala mi stwierdzić jednoznacznie, że nie mogę. Zbieram się szybko i z kilkuminutowym opóźnieniem uczestniczę już w Mszy Świętej. Wracając, pytam Boga: Czy nie ma w tym, Panie Boże, twojej ingerencji, ten rysunek? Zapomniałem, żona całkowicie była przekonana, że chory nie pójdę, to nie zapytała, będąc na Mszy "z rana" (sama, choćby miała 40 stopni, to poszłaby na Mszę - taka z niej "zadziora").

Takie małe szczegóły, ale jakie ważne dla mnie, moje samopoczucie po Mszy - bezcenne. Stojąc pod domem, myślę sobie, jak brat miał te dokumenty, Panie Boże, ze sobą, to muszą tu gdzieś leżeć. Wiedziałem, że parkował gdzieś za budynkiem, myślę: nie po to stoję tu chory. Prośba, modlitwa do Boga - i jak w GPS-ie dokładnie do miejsca, gdzie leżały białe jak śnieg dookoła dokumenty. Brat uwierzył, że je mam, dopiero jak mu odczytałem dane z dowodu rejestracyjnego.

Zawsze mam takie "drobne" doświadczenia z Bogiem, coraz częściej myślę, że należałoby się z tym dzielić z ludźmi, którzy chcą to słyszeć.

PS.
Jadąc za granicę po kilku wyjazdach, gdzie odpuściłem Msze św., miałem już taki dyskomfort duchowy, że spytałem księdza, co robić w takiej sytuacji. Pytanie było krótkie, na początek: czy szukałem w tym mieście polskiej parafii? Nie.

Od kilku lat, jeżdżąc na delegację zawsze w to samo miejsce, mogę spokojnie uczestniczyć w Mszy św., a pełen kościół Polaków (Frankfurt nad Menem) uświadomił mi wtedy, że do końca należy szukać tego jedynego - BOGA.

« 1 »