Załamał się rozejm miedzy demonstrantami a milicją. Ludzie wypatrują snajperów na dachach.
W piątek późnym wieczorem w Kijowie starli się przeciwnicy rządu i oddziały milicji broniącej dostępu do dzielnicy rządowej. Ludzie na barykadach z obawy przed snajperami wypatrują ich w oknach i na dachach pobliskich budynków z pomocą silnych reflektorów.
MSW Ukrainy twierdzi, że rozejm naruszyli protestujący, którzy "sprowokowali milicję do użycia siły". Popierająca opozycję telewizja internetowa Hromadske TV poinformowała z kolei, że to milicja otworzyła ogień do protestujących, którzy w odpowiedzi zaczęli strzelać w jej stronę fajerwerkami.
Kilka minut później MSW opublikowało kolejny komunikat, w którym podało, że w jednej z dzielnic Kijowa został zabity 27-letni milicjant. Na jego głowie widnieje rana postrzałowa.
Demonstranci na ulicy Hruszewskiego, prowadzącej do dzielnicy rządowej, odgrodzili się od milicji zaporą z płonących opon, do której dorzucano kolejne opony, a całość polewano benzyną. Protestujący strzelali w kierunku milicjantów racami i wystrzeliwali kostki brukowe z dwumetrowej procy.
Około godz. 1 czasu polskiego milicja zaczęła rzucać w stronę demonstrantów granaty hukowe, ci z kolei obrzucali funkcjonariuszy koktajlami Mołotowa. Milicja próbowała ugasić płonącą zaporę z opon za pomocą armatek wodnych.
Agencja AP oraz BBC piszą, że w odpowiedzi na ataki demonstrantów milicja użyła gazu łzawiącego, oraz że kilkudziesięciu protestujących skierowano do prowizorycznego punktu medycznego. Według świadków aresztowano kilka osób.
Przed rozpoczęciem walk na Hruszewskiego, za kilkoma wrakami spalonych wcześniej autobusów, zgromadziło się kilka tysięcy demonstrantów. Protestujący ustawieni za barykadą z worków wypełnionych lodem i śniegiem byli zaopatrzeni w kaski, maski przeciwgazowe, kije, pręty, łomy i koktajle Mołotowa oraz mieli przygotowane sterty pokruszonych kostek brukowych. Dalej ustawiono drugą barykadę z worków.
Wielu demonstrantów zadzierało głowy i obserwowało okna kamienic przy Hruszewskiego. Pierwsze pogłoski o snajperach rozmieszczonych na dachach budynków w Kijowie pojawiły się podczas akcji oddziałów milicji w grudniu. Od czasu gdy Prokuratura Generalna potwierdziła, że podczas zamieszek w środę od strzałów z broni palnej zginęły dwie osoby, wielu demonstrantów uznaje to zagrożenie za realne.
Niektórzy z nich oświetlali ciemne okna kamienic za pomocą silnych reflektorów. "Tam w oknie widziałem ruch" - wskazywał jeden z manifestantów. "W budynku jest rozmieszczonych co najmniej trzech snajperów" - dodał inny. Ludzie wypatrywali snajperów również na dachach.
Media i opozycja twierdzą, że wszystkich ofiar śmiertelnych jest pięć, a cztery z nich zginęły od kul snajperów. W wywiadzie dla BBC, cytowanym w czwartek przez ukraińskie media, premier Ukrainy Mykoła Azarow oświadczył, że milicja na Hruszewskiego nie ma broni palnej, a sekcje zwłok ofiar wykazały, iż strzelano do nich z dachów budynków przy tej ulicy.