Historia końca wojny. Mówi się dziś o wyzwoleniu Krainy Wielkich Jezior, ale dla wielu autochtonów był to czas cierpienia i poniżenia.
Styczeń 1945 łączy się dla byłych mieszkańców Warmii i Mazur z traumatycznym doświadczeniem. Działania wojenne dotarły na te tereny, niosąc śmierć i spustoszenie. Wkraczające wojska sowieckie traktowały tutejszą ludność jak agresorów i wrogów. – Kiedy usłyszeliśmy odgłosy dział i strzały, mama ubrała nas ciepło i wyprowadziła na podwórko. Tato został w domu, aby przypilnować dobytku. Było bardzo zimno i jezioro było zamarznięte. Szliśmy po lodzie z Dorotowa do Majd, aby się tam ukryć. Koło wyspy Herta śnieg się nagle poruszył i przed nami pojawiło się kilka białych postaci. Byli to sowieccy zwiadowcy. Byliśmy przerażeni. Mama powiedziała, że to już koniec. Ale jeden z żołnierzy podszedł do nas i po niemiecku zaczął rozmawiać. Kazał uciekać i schować się dobrze, gdyż zbliża się wojsko i możemy ucierpieć. Doszliśmy do Majd i tam w piwnicy jednego z domów przeczekaliśmy najgorsze. Tacie się także udało przeżyć – opowiadała swojemu proboszczowi kilka lat temu nieżyjąca już Hildegarda Lorenc. Trudno uzyskać dokładne informacje z tego czasu od dawnych mieszkańców Warmii i Mazur. Nie tylko dlatego, że są to bolesne wspomnienia – chodzi o kilkadziesiąt lat wmawiania im, iż byli Niemcami. Dlatego tak chowają zdjęcia z okresu II wojny światowej, na których widnieją często ich ojcowie i wujkowie w mundurach niemieckiej armii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Piotr Sroga