Do 21 wzrosła liczba ofiar piątkowego zamachu na popularną libańską restaurację w centrum stolicy Afganistanu, Kabulu. Wśród zabitych jest 13 obcokrajowców - poinformowała w sobotę policja.
Do 21 wzrosła liczba ofiar piątkowego zamachu na popularną libańską restaurację w centrum stolicy Afganistanu, Kabulu. Wśród zabitych jest 13 obcokrajowców - poinformowała w sobotę policja.
Wcześniej informowano, że w samobójczym ataku na restaurację, do którego przyznali się talibowie, zginęło co najmniej 16 osób.
Według ustaleń policji w piątek po godz. 19 czasu lokalnego (godz. 15.30 czasu polskiego) jeden z napastników wysadził się przed wejściem do restauracji, a dwóch innych wśliznęło się przez tylne drzwi lokalu. Następnie otworzyli ogień do gości, wśród których było wielu cudzoziemców i bogatych Afgańczyków. Wszyscy zamachowcy zginęli.
"Ostatni bilans mówi o 21 zabitych: 13 obcokrajowcach i ośmiu Afgańczykach" - poinformował szef kabulskiej policji Mohamed Zahir. Dodał, że rannych zostało pięć osób. Wśród ofiar śmiertelnych jest przedstawiciel Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) w Afganistanie. To 60-letni Libańczyk, który od 2008 r. był szefem biura MFW w afgańskiej stolicy. Ponadto w ataku śmierć ponieśli czterej pracownicy ONZ.
Rzecznik ONZ Farhan Haq poinformował, że sekretarz generalny Ban Ki Mun potępił "w najostrzejszy sposób" zamach, oświadczając, że "tego rodzaju ataki na cywilów są całkowicie niedopuszczalne i stanowią rażące naruszenie międzynarodowego prawa humanitarnego".
Według źródeł w siłach bezpieczeństwa wśród zabitych są też cywile z Wielkiej Brytanii i Rosji. Kanadyjskie MSZ poinformowało, że w ataku śmierć poniosło dwóch obywateli Kanady.
Rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki powiedziała, że wśród zabitych nie ma pracowników amerykańskiej ambasady w Kabulu.
Zamachowcy zaatakowali "Tawernę Liban" - restaurację, w której stołują się dyplomaci, pracownicy organizacji humanitarnych i inni cudzoziemcy mieszkający w Kabulu.
Rzecznik talibów napisał na Twitterze, że atak był zemstą za zeszłotygodniowy nalot w prowincji Parwan, w którym zginęli cywile.
Jak przypomina AFP, talibscy rebelianci zapowiedzieli, że przed wycofaniem wojsk Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) i kwietniowymi wyborami prezydenckimi w Afganistanie będą zwiększać presję na USA i władze afgańskie.
Talibowie dążą do odzyskania władzy i wiele afgańskich środowisk naciska na prezydenta Hamida Karzaja, by podpisał dwustronne porozumienie w sprawie środków bezpieczeństwa, jakie USA zapewniałyby Afganistanowi po wycofaniu swych formacji bojowych z końcem 2014 roku. Według nieoficjalnych informacji w Afganistanie miałoby pozostać około 10 tys. amerykańskich żołnierzy, a także niewielka grupa żołnierzy z jednostek do walki z terrorystami.
Zawarcie porozumienia z USA zaaprobowała Loja Dżirga (wielka rada afgańskiej starszyzny) oraz miejscowi politycy. Mimo to prezydent Karzaj zaczął stawiać Amerykanom nowe warunki, dotyczące m.in. odpowiedzialności karnej żołnierzy USA stacjonujących w Afganistanie. (PAP)