Wojciech Kilar nie żyje

"Dostałem tyle wspaniałych łask Bożych" - mówił o swoim życiu światowej sławy kompozytor. Zmarł w niedzielę w wieku 81 lat. Pogrzeb zmarłego Kompozytora odbędzie się w sobotę 4 stycznia o 11.00 w archikatedrze Chrystusa Króla w Katowicach.

Wojciech Kilar zmarł w niedzielę rano, po bardzo ciężkiej nocy. Gorzej poczuł się już poprzedniego dnia. Wcześniej, zarówno w sobotę przed świętami, jak i w pierwszy i drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, przyjął Komunię świętą z rąk odwiedzającego go kapłana. - Uważam, że to nie jest przypadek, że Pan Bóg go powołał do siebie w uroczystość Świętej Rodziny - powiedział „Gościowi” ksiądz Jarosław Paszkot, proboszcz parafii Najświętszych Imion Jezusa i Maryi w Katowicach, do której należał kompozytor. - Wszyscy, którzy go znali, wiedzieli, że miłością jego życia była jego żona Basia, której bardzo wiele zawdzięczał. Nie mam wątpliwości, że w tę Niedzielę Świętej Rodziny poszedł do nieba i do swojej kochanej Basi.

W rozmowie z Barbarą Gruszką Zych dla "Gościa Niedzielnego" Wojciech Kilar podsumował kiedyś swoje życie słowami: "Psalm 136 wciąż na mnie czeka. »Chwalcie Pana, bo jest dobry, bo na wieki łaska jego«. (...) Nieustannie powracam do jednego pytania, które zadaję sobie w moich wieczornych modlitwach; nie wiem, dlaczego to mnie właśnie spotkało takie piękne życie? Jestem dość niezorganizowany, trochę leniwy, niepewny swoich racji, a dostałem tyle wspaniałych łask Bożych. Poza tym nigdy o nic nie zabiegałem. Wszystko przyszło samo. Zawsze mnie to zadziwia. Mimo że się trochę nacierpiałem, to wszystko we mnie jest tylko wdzięcznością za to życie" (przypominamy całość tego wywiadu: Harmonia ducha).

Kompozytor, który wcześniej stracił żonę, w zeszłym roku tak mówił o swojej miłości do niej: "Po stracie mojej żony wszystkie utwory dedykowałem jej, poza tym jednym. Ale komuś, kto mnie zna, musi się on kojarzyć z moim życiem. (...) To największa łaska, jaką dostałem od Boga. Jak się kogoś kocha, to wszystko jest w nim wspaniałe. Żadne historie z naszego życia, kiedy układało nam się gorzej, nie są ważne. Pobraliśmy się, kiedy byłem już w wieku Chrystusowym, ona była o 4 lata młodsza. Mieliśmy już za sobą trudne chwile, może dzięki temu potem nasza miłość była jak skała (...). Miłość to największy dar, a gdy się kocha, to też się cierpi. Kiedyś wypełniając »kwestionariusz Prousta«, na pytanie, »kim chciałbyś być w innej odsłonie życia?«, odpowiedziałem, że księdzem, wyłącznie katolickim. Wtedy nie musiałbym jak Petrarka opłakiwać Laury".

W innej rozmowie mówił: "Czuję, że żona gdzieś tam jest i ja też tam zmierzam. Choć cały czas zdaję sobie sprawę, że w niebie będzie inaczej, niż myślimy. … Ale dla mnie to oczywiste, że istnieje druga przestrzeń" (przeczytaj całość: Jestem jak koncert fortepianowy").

« 1 2 3 »

kab/jj/pk