Dwaj mężczyźni zginęli w wyniku eksplozji, do której doszło w sobotę na prywatnej posesji w Częstochowie. Wszystko wskazuje, że eksplodowały zgromadzone tam niewypały.
Na terenie posesji saperzy zabezpieczyli większe ilości niewypałów. Prawdopodobnie to właśnie tego typu materiały były przyczyną wybuchu - powiedziała rzeczniczka częstochowskiej policji podinsp. Joanna Lazar.
Eksplozja doszczętnie zniszczyła przylegający do domu jednorodzinnego budynek kotłowni. Początkowo strażacy i policjanci przypuszczali, że wybuchł znajdujący się tam piec, jednak potężna siła wybuchu świadczyła o tym, że eksplodował także materiał wybuchowy.
Jak ocenił rzecznik śląskiej straży pożarnej Jarosław Wojtasik, siła eksplozji była bardzo duża. Kotłownia (choć nie sam piec) została doszczętnie zniszczona, a ofiary wybuchu zostały odrzucone na dużą odległość. Jeden z mężczyzn (prawdopodobnie 52-latek z Częstochowy) zginął na miejscu, drugi - 36-letni syn właścicielki domu - zmarł w karetce w drodze do szpitala.
W chwili wybuchu w domu była jeszcze właścicielka posesji oraz dwoje dzieci zmarłego 36-latka. Nic im się nie stało. Po eksplozji z pobliskich posesji ewakuowano kilkanaście osób, które w specjalnie podstawionym dla nich autobusie oczekiwały na zakończenie akcji policjantów i saperów.
Do wybuchu doszło poza śródmieściem Częstochowy, przy ulicy Kucelin Łąki. W okolicy nie ma wielu zabudowań. W czasie II wojny światowej w pobliżu działała szkoła, gdzie szkolono pilotów myśliwców; były tam też baterie przeciwlotnicze. Według okolicznych mieszkańców na pobliskich polach znajduje się wiele niewybuchów z czasów wojny.
Policja wyjaśnia, skąd niewybuchy wzięły się w ogrodzie. Właścicielka domu zapewniła, że nic o tym nie wiedziała. Być może jej syn i jego znajomy przywieźli je tam poprzedniego dnia, ale możliwe też, że były składowane na posesji już wcześniej. Specjaliści potwierdzą też, czy materiały faktycznie pochodzą z okresu wojny.
Mimo zniszczenia kotłowni konstrukcja domu nie została naruszona.