Gra papieżem się kończy

Decyzja Watykanu w sprawie ks. Lemańskiego to kolejny dowód, że "czwarta władza" nie ma władzy nad Kościołem.

I znowu cios – odwołanie księdza Lemańskiego od decyzji biskupa zostało odrzucone przez Watykan. A więc Kościół papieża Franciszka jednak nie jest taki, jak się wydawało?

To zależy, co się komu wydawało. Trzeba być ciężkim ignorantem albo dziennikarzem „z misją” (zresztą jedno nie wyklucza drugiego), żeby twierdzić, że Kościół zechce zrezygnować z tego, na czym stoi: z miłości. Właśnie tak – z miłości. Bo to żadna miłość akceptować czyjeś działania, niezależnie od tego, co ten ktoś robi i mówi. Zwłaszcza jeśli jest się jego przełożonym i odpowiada się przed Bogiem za skutki jego poczynań. Jeśli ksiądz publicznie głosi rzeczy sprzeczne z nauką Kościoła (a tak wypowiadał się ks. Lemański, i to w mediach wrogich Ewangelii, np. w sprawie in vitro), nie jest miłością pozostawienie tego tak, jakby się nic nie stało. I to nawet jeśli Tomasz Lis czy jemu podobny „autorytet” da księdzu certyfikat  słuszności, ogłosi go sługą Bożym i rozpocznie jego proces kanonizacyjny.

Oczywiście wielu ludzi nie przywiązuje żadnej wagi do takich spraw jak kapłańskie posłuszeństwo, jak wierność całej Ewangelii, a nie tylko jej wybranych fragmentów, przykrojonych tak, aby wywołały poklask tłumu. Wielu ludzi uważa, że wystarczy, gdy ksiądz jest miły (nieważne czy dla wszystkich, ważne że dla nich), a czy wypełnia swoje zobowiązania wobec Kościoła, to już ich nie obchodzi. Tacy ludzie są podobni do wyznawców tezy, iż niepotrzebne jest rolnictwo, wystarczy, że codziennie jest chleb na stole, masło, szynka, kartofle, i coś do tego.

W skrajnej postaci tego rodzaju myślenie prowadzi do takich sytuacji, jak w przypadku duńskiego pastora Thorkilda Grosboella, który ogłosił onegdaj, że został ateistą i… pozostał na stanowisku. Bo jego luterańscy parafianie uznali, że się sprawdza. Znaczy się miły facet, dobrze kieruje parafią, z każdym pogada – takie rzeczy.

To o takiej mentalności, która nie liczy się z prawdą, lecz tylko z doraźną wygodą, pisał św. Paweł: „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli” (2Tm 4,3).

Ale nie ma w tym miłości, bo nie jest miłością robienie czegoś, co utrudnia człowiekowi prawdziwy wzrost i rzuca kłody na jego drodze do zbawienia.

Teraz, jak słychać, ks. Lemański zapowiada odwołanie od decyzji Kongregacji do Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej. A popierająca go „Gazeta Wyborcza” (znana wszak z żarliwości katolickiej) sugeruje, że decyzja Watykanu i tym razem nie oddaje intencji papieża. Bo im ktoś powiedział o Watykanie, że „Hoser ma tam przyjaciół”. I już wszystko wiemy – papież chce dobrze, ale złe otoczenie go izoluje, kolesie, układy, wiecie jak to jest.

Ale gra papieżem Franciszkiem powoli się kończy. Nie da się w nieskończoność robić nadziei naiwnym, że papież wreszcie zrealizuje zamówienie świata na zneutralizowanie Kościoła.

Papież Franciszek kocha Chrystusa, a to znaczy, że Kościół zostanie przez niego wzmocniony.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak