Z zainteresowaniem przeczytałam artykuł, który ostatnio ukazał się w "Gościu Niedzielnym" nt. stanu polskich gimnazjów. Szczególnie dokładnie opisano tam stan krakowskich gimnazjów, powołując się na ranking zamieszczony niedawno w "Dzienniku Polskim".
Jestem rodzicem 2 dzieci w wieku szkolnym (krakowska podstawówka). Mam kilka spostrzeżeń nt. stanu polskiego szkolnictwa. Uważam, że rankingi szkół wg edukacyjnej wartości dodanej są kopaniem leżącego.
1. Cechą współczesnych szkół samorządowych jest bieda. Rodzice składają się na wszystko - od papieru toaletowego począwszy po tonery do ksera kończywszy, poprzez nowe meble i farbę na ściany w klasach. Inaczej mają szkoły z wyżyn rankingu - społeczne i prywatne, które co miesiąc zasilane są solidną gotówką od rodziców. Mogą dzięki temu być piękne, świeże i wyposażone w nowoczesne pomoce dydaktyczne, pracownie komputerowe etc.etc.
2. Szkoły ze szczytu rankingów dobierają sobie uczniów wg swoich kryteriów - średniej ocen, zachowania czy przede wszystkim zamożności rodziców. Szkoły rejonowe muszą przyjąć każdego z rejonu - tego biednego, tego z patologicznej rodziny, tego, który powinien być w klasie integracyjnej, ale w okolicy jej nie ma, więc chodzi do zwykłej, sprawiając często problemy wychowawcze, czy obniżając średnią klasową.
Wobec tych 2 wspomnianych przed chwilą różnic stawianie na równi szkół samorządowych i prywatnych jest nieporozumieniem. To tak jakby sportowca mierzyć z inwalidą ruchu - każdy z nich dojdzie do celu, tylko jeden ma większe szanse ze swojej natury...
Rankingi tak, ale we własnym gronie. Zestawmy ze sobą wszystkie gimnazja rejonowe w jednym ranking, a resztę w innym rankingu. Pokazywanie, że biedna rejonówka ledwo zipie wobec wypasionych szkół społecznych, to trochę tak jak śmianie się z chorego. A to jest brzydkie.
Zamiast kopać leżącego i wytykać w rankingach słabe gimnazja krakowskie może dać im środki na działanie? Może zrobić eksperyment i wymienić na 1 rok uczniów z rejonówki z uczniami z gimnazjum społecznego? Mogłoby się wtedy okazać, że ci najlepsi nie nadążają za rosnącymi problemami społecznymi i ze zwykłymi uczniami nie potrafią pracować. Bo to jest właśnie najtrudniejsze w dzisiejszych czasach.
Proszę o dyskusje o problemach społecznych, z którymi borykają się państwowe gimnazja. Bo to właśnie o tym trzeba głośno mówić, a nie o sukcesach bogatych.
Pozdrawiam
Małgorzata