Każdy piekarz wie, że ciasto musi w piecu swoje odleżeć. I nie chodzi tu o przedświąteczną komercję.
11.12.2013 12:28 GOSC.PL
Denerwujemy się na to, że adwentowy klimat systematycznie niszczony jest przez komercyjny wyścig po klienta. I tak, zżymamy się na sklepowe choinki, które pojawiają się zaraz po usunięciu zniczy. Świąteczne dekoracje biją nas w oczy nieraz nawet na półtora miesiąca przed Bożym Narodzeniem. Z radia gdzieniegdzie sączy się "Last Christmas", kiedy do Christmas jeszcze całkiem daleko.
Ale w sumie nie ma co się spinać. U nas jest podobnie. Właśnie rozpoczął się sezon na "Wigilie". Proboszczowie i biskupi mają chyba najgorzej. Zanim dojdzie do 24 grudnia, mają już za sobą kilka "opłatków". A na nich kolędy, wigilijne potrawy, życzenia itd. W kościele "Oto Pan Bóg przyjdzie", a przy stole "Bóg się rodzi".
No ale przecież nie chodzi o dzień, tylko o spotkanie. Dlatego mam w tej kwestii kilka propozycji.
Nasze Święto Niepodległości wypada 11 listopada, kiedy najczęściej jest zimno i pada. Może by więc obchodzić je np. w połowie czerwca - w ramach listopada oczywiście.
Dziś coraz częściej o piątku mówi się "mała sobota". No przecież to zaledwie kilka godzin różnicy, więc nie ma co się denerwować. Skoro Mszę św. niedzielną można "zaliczyć" już w sobotę, co w krajach Europy Zachodniej stało się dla wielu normą i niedzielne Eucharystie odprawia się w niektórych parafiach w sobotę np. o godz. 16.00, to dlaczego nie przenieść jej już na piątek, który przecież jest małą sobotą. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby właściwie w poniedziałek po niedzieli, pójść już na Mszę św. z następnej niedzieli. Nie ma co być kalendarzowym fundamentalistą.
Gdy organizujemy imprezę np. w czwartek wieczorem i parę osób nie może przyjść, to spotkajmy się we wtorek - ale, rzecz jasna, niech to będzie nadal spotkanie czwartkowe. Nie ma co się czepiać nazw dni.
Nie chodzi mi o to, żeby kogoś urazić, bo przecież to dobrze, że ludzie o sobie myślą i są sobie życzliwi. Poza tym miło się robi, gdy ktoś zaprasza nas na spotkanie, bo chce nam dobrze życzyć. No i na takich "opłatkach" jest przeważnie naprawdę pozytywna atmosfera. Ale czy nie idziemy nieustannie za daleko, tracąc jednak coś ważnego?
Są takie sytuacje, w których w tej kwestii nic nie da się zrobić. Myślę tu np. o różnego rodzaju akcjach charytatywnych, które muszą wydarzyć się wcześniej, bo taki jest ich sens. I dobrze, że są ludzie, którzy myślą o innych jeszcze przed Świętami.
Ale może choć w części przypadków warto by powrócić do starej i pięknej tradycji kolędowania i zamiast "opłatków" organizować... no właśnie wspólne "kolędowanie"? Kolędnikom do głowy by nie przyszło, żeby zaczynać w Adwencie.
Opłatki przed 24 grudnia są po prostu niedopieczone. A jedzenie niedopieczonego ciasta grozi... skrętem kiszek.
ks. Wojciech Parfianowicz