Choć od jej zaginięcia minęło już 76 lat, wciąż nie brakuje poszukiwaczy szczątków samolotu, którym Amelia Earhart miała okrążyć świat.
Wrak będzie w wodzie
Akcję ratunkowo-poszukiwawczą rozpoczęto bardzo szybko i na bardzo wielką skalę. W końcu Earhart była „skarbem narodowym” USA. Mimo wielu prób do dzisiaj nie udało się jednak wyjaśnić, co stało się z nią i jej nawigatorem. Jedna z firm, która zajmuje się poszukiwaniem zaginionych samolotów, oświadczyła jednak w połowie 2012 r., że rozpoczyna ekspedycję, która rozwiąże zagadkę. Znaleziono bowiem dowody na to, że Earhart awaryjnie lądowała na bezludnej wyspie Nikumaroro. Niewykluczone, że żyła tam nawet przez kilka lat. Firmą, o której mowa, jest TIGHAR (The International Group for Historic Aircraft Recovery). W ciągu ostatnich 24 lat rekonstruktorzy, archeolodzy i historycy w niej zatrudnieni zorganizowali aż 9 wypraw, których celem było wyjaśnienie historii Earhart. Specjaliści z TIGHAR przeczesali w ostatnich latach wspomnianą wysepkę Nikumaroro i znaleźli na niej przedmioty z lat 30. XX wieku, w tym lusterko, puderniczkę i butelki wyprodukowane w USA. – Mamy wszelkie podstawy, by twierdzić, że Amelia Earhart żyła tam i zmarła jako rozbitek, ale nie twierdzimy, że odkryliśmy ostateczny dowód – mówił Rick Gillespie, szef TIGHAR. Co ma zatem być tym ostatecznym dowodem? Wrak samolotu. Na wyspie go nie ma, ale jest bardzo prawdopodobne, że samolot zabrały wody oceanu. Maszyna mogła awaryjnie lądować na wodzie albo na plaży. Przecież na wyspie nie było pasa startowego.
Tomasz Rożek