Ukrytym celem listu Kongresu Kobiet do papieża Franciszka może być podważenie autorytetu Kościoła - uważa socjolog z UW Maria Rogaczewska. W rozmowie z KAI ubolewa, że obie strony sporu nie wykazują cierpliwości, koniecznej do prowadzenia rozmowy. Publikujemy wypowiedź Marii Rogaczewskiej:
Pewne elementy ideologii gender krytykowane są przez oponentów nie dlatego, że dąży się do zrównania praw kobiet i mężczyzn, a do zamazywania różnic między płciami. Członkinie Kongresu Kobiet albo nie zrozumiały, albo nie chcą zrozumieć krytyki tej ideologii. A krytycy nie twierdzą, że to źle, że kobiety mają prawo głosu, kształcenia się, czy udziału w życiu gospodarczym i politycznym. Ich zdaniem niebezpieczne jest takie pojmowanie równości, które polega na tym, że kobiety przestaną być kobietami, a mężczyźni mężczyznami.
Krytycy gender mają uzasadnione obawy i powody do niepokoju. Członkinie Kongresu Kobiet, które konsekwentnie domagają się empatii, nie wykazują się w tym wypadku empatią dla swoich adwersarzy, którzy zaniepokojeni są np. tzw. edukacją "równościową". W ramach jej programów uczy się dzieci, że nie ma czegoś takiego jak kobieta i mężczyzna. Wielu ludzi to niepokoi, boją się, i słusznie, że nie będą w stanie kontrolować pewnych zjawisk, gdyż wprowadzane są cichą falą. Wprowadza się na przykład liberalizujące programy edukacyjne do przedszkoli, osłabia wpływ rodziny na wychowanie dziecka.
Z drugiej strony z powodu braku oczytania we współczesnej humanistyce wielu ludzi Kościoła wrzuca do worka pt. 'gender' bardzo różne pojęcia. Kobiety z Kongresu Kobiet zrobiłyby znacznie lepiej, gdyby zaczęły organizować debaty i próbować wyjaśnić, na czym gender polega i co rozumieją pod tym pojęciem. Gdyż sama równość jest wartością, na przykład w krajach Trzeciego Świata to organizacje genderowe walczą z gwałtami wobec kobiet i symbolicznymi karami za to przestępstwo, z handlem kobietami. W tych sprawach jest możliwy sojusz między ludźmi Kościoła i prawdziwymi działaczami genederowymi w walce o godność kobiety, gdy ideologia schodzi na drugi plan lub nie odgrywa żadnej roli.
Niedobrze się stało, że ten list powstał, pokazuje on, jak bardzo jesteśmy skonfliktowani i jak bardzo nie szanujemy się nawzajem. Autorki powinny uszanować prawdziwe lęki i uzasadnione obawy ludzi przed zawłaszczaniem wychowania ich dzieci przez państwo, przez dziwne struktury europejskie. Rodzice mają rację, broniąc się przed tym.
Nieprawdą jest, że narasta fala nienawiści, którą swym listem członkinie Kongresu Kobiet chcą powstrzymać. Po prostu autorki źle nazywają emocje, które ujawniają się w sferze publicznej. To nie nienawiść, a dezorientacja i poczucie bezradności, wynikające z braku wpływu na szkolne programy. Po jednej stronie mamy skromnych ludzi, pozbawionych dostępu do mediów oraz głosu w dyskusjach publicznych. Z drugiej strony mamy bardzo wpływowe kobiety, które są zamożne i mają dostęp do wszelkich mediów. Co pozostaje tej słabszej stronie sporu? - Krzyk i protest. Nie chodzi o nienawiść, a bezsilność.
Obawiam się, że ukrytym celem tego listu jest zdeprecjonowanie autorytetu całego Kościoła w Polsce. Kościół jest jedną z ostatnich polskich instytucji, które wciąż mają autorytet i wytyczają zdrowe granice różnym społecznym eksperymentom. Czasem ludzie Kościoła niszczą sami swój autorytet, ich odpowiedzi są ideologiczne, za mało wsłuchują się w potrzeby swoich wiernych. Ale jeśli autorkom listu nie podobają się wypowiedzi niektórych hierarchów, niech polemizują z ich konkretnymi wypowiedziami. Jeśli po obu stronach będą emocje, nikt nie zostanie wysłuchany - ani zrozumiany.
Ostatecznie członkinie Kongresu Kobiet godzą swym listem w autorytet Kościoła odwołując się do autorytetu papieża Franciszka. Bardzo dobrze, że członkinie Kongresu Kobiet uznają jego autorytet i piszą list do Ojca Świętego, dzieląc się swoimi problemami, niezależnie od poziomu ich wiary i przynależności do Kościoła. To charyzmat Franciszka - mnóstwo ludzi się do niego zwraca jak do starszego brata i dobrego ojca.
W przekazanym dziś mediom liście Kongresu Kobiet do papieża Franciszka autorki skarżą się na "rozpętanie szaleństwa nienawiści" przez arcybiskupów, biskupów, kardynałów, katolickich akademików, całe rzesze księży i katechetów, potępiających "ideologię gender". Oskarżają ich o szaleństwo nienawiści do "ideologii gender", a zarazem do kobiet i ideałów równości, cytują Jana Pawła II stwierdzając, że byłby on dziś traktowany jako "ideolog gender" "dokładnie tak jak był nim Jezus Chrystus". Autorki skarżą się papieżowi, że zatrważa je akcja przeciw "ideologii gender", proszą go o rozmowę, która wyjaśniłaby, co robić aby zahamować "akcję nienawiści wobec zwolenników i zwolenniczek równości i sprawiedliwości" i wcielić w życie "przepiękną, nasyconą duchem ewangelicznej miłości (...) adhortację apostolskiej «Evangeli Gaudium»" tak aby "stała się realnym projektem naszego życia, naszego Kościoła i naszej wspólnoty".
Komentarz Franciszka Kucharczaka: Feministki papieża się chwytają