22 listopada 1963 r. nasza klasa 7B w szkole katedralnej w Baltimore była na lekcji wuefu, kiedy gruchnęła wiadomość, że prezydent Kennedy został zastrzelony.
22.11.2013 21:00 GOSC.PL
Pół godziny później, wspinając się po schodach z powrotem do naszej sali, ze szkolnego radiowęzła usłyszeliśmy głos siostry Dolorine ogłaszającej, że prezydent nie żyje. Wchodząc do klasy zobaczyłem wraz z kolegami coś, co wstrząsnęło nami równie mocno, jak wieść, którą właśnie usłyszeliśmy: nasza twarda wychowawczyni, młoda siostra szkolna de Notre Dame, szlochała chowając twarz w ramionach opartych na biurku.
Później nastąpiły dni żałoby narodowej, które miały zrobić niezapomniane wrażenie na 12-latku. Podniosły nastrój zakłóciło jedynie zabicie mordercy pokazane na żywo w telewizji. Rzeczywiście, tak wielkie było owo wrażenie, a tworzony na podstawie tych wydarzeń mit tak skuteczny, że kilka lat później będąc studentem college'u znającym już oddziaływanie sceptycyzmu późnych lat 60., mimo wszystko poczułem się urażony, kiedy po raz pierwszy doniesiono w mediach, że zamordowany prezydent był „strasznym kobieciarzem” (tak wyraził się ojciec Bena Bradlee).
Nadal jednak magnetyczny urok tego człowieka (albo mitu, bądź też i tego, i tego) był taki, że kiedy po raz pierwszy byłem w Dallas dosłownie przyciągnęło mnie na miejsce zamachu – w okolice magazynu podręczników szkolnych przy placu Dealey Plaza. Stojąc przy oknie, z którego padły strzały zmieniające amerykańską historię, szybko doszedłem do wniosku, że wyszkolony strzelec mógł łatwo popełnić czyn, który Komisja Warrena ostatecznie mu przypisała.
Pozostaję wdzięczny Johnowi F. Kennedy'emu za zaszczepienie we mnie przekonania, że życie publiczne powinno łączyć idealizm (bez złudzeń, jak sam JFK opisał swoje nastawienie) i elegancję. Jednakże pięćdziesiąt lat po jego śmierci, obawiam się, że znaczna część mitu Kennedy’ego jest przeszkodą na drodze do rozkwitu katolickiego świadectwa w Ameryce, a nawet do właściwego zrozumienia współczesnej historii amerykańskiej.
Mit Camelotu na przykład pomija istotną prawdę o zamachu: John F. Kennedy był ofiarą zimnej wojny, zamordowaną przez zadeklarowanego komunistę. „Camelot” także pomniejsza znaczenie liberalnego antykomunistycznego internacjonalizmu, reprezentowanego przez Kennedy’ego. Lekceważenie tego aspektu ostatecznie wyprowadziło partię Kennedy'ego na bezdroża nieodpowiedzialnego neoizolacjonizmu, z którego jednak musi się ona wydostać.
Kolejna sprawa to mitologia, jaką obrosło przemówienie Kennedy'ego na temat relacji Kościół – państwo, wygłoszonego w 1960 r. w Greater Houston Ministerial Association. Bez wątpienia głęboko zakorzenione protestanckie uprzedzenia były dużą przeszkodą do pokonania w trakcie kampanii Kennedy’ego w 1960 roku. Przy czym uważna lektura mowy w Houston dowodzi, że Kennedy zneutralizował owe uprzedzenia nie tylko za pomocą zręcznej retoryki, zmuszając protestanckich fundamentalistów do defensywy, ale przez dramatyczną prywatyzację przekonań religijnych i marginalizowanie ich roli w regulowaniu moralnego kompasu urzędnika państwowego. Tak więc Kennedy został w efekcie prekursorem zjawiska, które Richard John Neuhaus później nazwał „nagą przestrzenią publiczną”. Chodzi o amerykańską przestrzeń publiczną, w której nie urzędniczy autorytaryzm, ale religijnie motywowane przekonania moralne są uważane za coś niewłaściwego.
Obecnie mamy do czynienia z fenomenem katolika à la Kennedy. To osoba sprawująca funkcje państwowe traktująca swój katolicyzm jak rodzaj etnicznego markera, cechę dziedziczną, ale której myślenie o polityce państwowej jest rzadko – o ile w ogóle – kształtowane przez katolicką naukę społeczną czy przekonania wyrastające z katolickiej moralności. Katolicy à la Kennedy w naszym życiu publicznym są jednym z ostatnich przejawów miejskiego (lub podmiejskiego), etnicznego, kontrreformacyjnego katolicyzmu w Ameryce. Z tego względu jako zjawisko wywołują pewną nostalgię. Niestety, płytkość ich formacji katolickiej i brak widocznego wpływu katolicyzmu na wiele z ich ocen moralnych czyni katolików à la Kennedy de facto przeciwnikami misji Kościoła w postmodernistycznym świecie, nie zaś protagonistów reformującego kulturę katolicyzmu Nowej Ewangelizacji.
W czasie codziennej mszy w centrum Waszyngtonu często przyjmuję Komunię św. stojąc na marmurowej płycie w katedrze św. Mateusza. Zaznaczono nią miejsce, w którym spoczywała trumna prezydenta na mszy pogrzebowej 25 listopada 1963 r. Modląc się za niego w tym miejscu, opłakuję to, co mogło, a co zostało zniekształcone w ciągu 50 lat, które minęły od tamtego czasu.
George Weigel jest członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie
Tłum. MD
George Weigel