Mamuśki nietolerancyjne

Fundacja MaMa reprezentuje nurt macierzyństwa otwartego. I to wyłącznie na jedynie słuszną, własną wizję świata, wychowywania i wartości.

Pamiętam, lata temu, gdy powstawała Fundacja MaMa, miałam w stosunku do niej ciepłe uczucia. Matki - założycielki walczyły choćby ze schodami bez podjazdów, których sforsowanie wózkiem dziecięcym, objuczonym dzieckiem i dodatkowo  zakupami, było matczynym szaleństwem i bohaterstwem. Czułam, że walczą i w moim imieniu, bo każda kobieta, która wychowuje małe dziecko wie, jak potrafią umilić życie bariery architektoniczne. Matki - założycielki budziły też moją sympatię, gdy upominały się o miejsca do karmienia dla młodych matek, o kąciki do przewijania w restauracjach czy kawiarniach. Wspierały też matczyne inicjatywy pozadomowe: podejmowanie pracy zawodowej, własnej działalności gospodarczej. Miałam wrażenie, że mówią w imieniu nas, wszystkich, matek, solidarnie zmagających się zarówno z pięknem, jak i… trudnościami macierzyństwa. Solidarność babska, solidarność matczyna, to przecież wartość - którą zna i docenia chyba większość kobiet. Ta solidarność, nić porozumienia i zrozumienia, pozwala czasem przetrwać najtrudniejsze momenty macierzyństwa.

Czas mijał. Fundacja MaMa, z sympatycznej fazy raczkującej, zaczęła stawać na nogach. Gdy stanęła pewnie i samodzielnie, okazało się że obraz macierzyństwa i kobiecości, który promuje, nieco odbiega od mojej osobistej wizji. A zupełnie przestało być mi z Fundacją po drodze, gdy okazało się że matki - założycielki ofiarnie wspierają np. Kongres Kobiet, który to jak wiadomo ofiarnie wspiera m.in. aborcję. Trudno: czasem bywa tak, że najlepiej zapowiadające się dziecko zawodzi. Takie to demokratyczne prawo wolnych, dorosłych ludzi, które należy uszanować. Choć jednocześnie wiadomo, że z poglądami prezentowanymi przez konkretnego osobnika zgadzać się nie trzeba.

Dodajmy zresztą, że demokracja, prawa człowieka (tu głównie kobiety i matki) do samostanowienia, wolnych wyborów itd., nie przestały wisieć na sztandarach Fundacji MaMa. I całkiem słusznie. Jestem za i absolutnie potwierdzam: kobieta - matka ma prawo, czy nawet obowiązek, dbać o swój rozwój, o możliwość działania, o partnerskie relacje w małżeństwie. Co więcej, oświadczam co następuje: nie mogłabym funkcjonować jako kobieta, żona i wielodzietna (!) matka, dziennikarz, bez wyżej wymienionych wartości. Śmiem twierdzić, że w dzisiejszym świecie inaczej się nie da. Co więcej, to wielodzietność (a nie jest to tylko moje doświadczenie) ZMUSZA opornych czasem mężów do dzielenia się obowiązkami, do konkretnego wspierania w wychowaniu, do… nowoczesności i partnerstwa. Zmusza? I zmuszanie nie jest konieczne. Po prostu duże rodziny w sposób naturalny uczą tolerancji, wzajemnej pomocy, dzielenia się obowiązkami. Inaczej żyć się w dużej rodzinie nie da! Poprawnie funkcjonować się nie da! Co ciekawe, żeby doświadczyć tego stanu… równouprawnienia w dużej rodzinie, nie potrzeba przemądrych warsztatów, teorii i zideologizowanych zachęt. Kto ma kilkoro dzieci, ten wie: dzieci są wspólne, obowiązki są wspólne, i dom jest wspólny. Basta.

Teoretycznie więc, ze względu na umiejętności ponadprzeciętne, równościowe i demokratyczne, matka wychowująca więcej niż jedno, dwoje dzieci, powinna być przez Fundację MaMa, wspierana. Praktyka okazała się zgoła inna. Fundacja, która powstała, by matki wspierać, wspomagać i promować, w sposób arogancki, bezpardonowy i zupełnie niedorzeczny, publicznie obraziła… wielodzietną matkę właśnie! Matkę (już niedługo) piątki dzieci, która jest do tego kobietą ambitnie działającą na niwie zawodowej: jest filozofem, redaktorem i autorem wielu książek.

Mowa o red. Małgorzacie Terlikowskiej. Otóż pani Małgorzata została zaproszona do jednej z rozgłośni radiowych, by dyskutować o współczesnym patriotyzmie, i o tym, jak ten patriotyzm zaszczepiać dzieciom. Zgodziła się na udział w audycji. Razem z red. Terlikowską zaproszona została jedna z przedstawicielek Fundacji MaMa. Kiedy jednak ta ostatnia dowiedziała się, z kim przyjdzie jej rozmawiać, odmówiła swego udziału w programie! Dlaczego? W skrócie: bo nie zamierza rozmawiać z panią Terlikowską, żoną TEGO Terlikowskiego! Fundacja wydała nawet stosowne oświadczenie: „Nie rozumiemy, z jakiego klucza (red. Terlikowska) została zaproszona do audycji dotyczącej wychowania patriotycznego, oprócz tego, że jest małżonką p. Terlikowskiego, znanego z wygłaszania poglądów dyskryminujących różne grupy społeczne. Nie boimy się konfrontacji, ani nie negujemy dyskusji z innymi niż nasze poglądami, ale odmawiamy uczestniczenia w debatach konstruowanych według zasady skrajności, która naszym zdaniem nie wnosi nic do debaty publicznej. Chcemy rozmawiać, jednak jesteśmy przeciwne legitymizowaniu skrajnych, nietolerancyjnych postaw w debacie publicznej”.

Ups! Nie boicie się, Panie, konfrontacji? Chcecie rozmawiać? Opowiadacie się przeciw legitymizowaniu skrajnych, nietolerancyjnych postaw w debacie publicznej?! Szanowne mamy z Fundacji MaMa! Wasza postawa to przykład nie tylko skrajnej nietolerancji. To przede wszystkim zaprzeczenie i ośmieszenie pięknych teorii, z którymi zapewne się zgodzicie: że kobieta jest wartością samą w sobie, że umie i chce decydować o sobie, i w końcu - że jest jednostką samodzielną, niezależną od… męża! I najzwyczajniej w świecie, jak każdemu człowiekowi, należy jej się szacunek.

Najwyraźniej teorie wolnościowe, a Wasze rzeczywiste myślenie na temat wielodzietnych mężatek o konserwatywnych poglądach, to dwa różne światy.  A nurt macierzyństwa, który prezentujecie, w Waszych oczach zapewne otwarty i nowoczesny, okazał się wsteczny i zamknięty.

A może jednak… przestraszyłyście się konfrontacji? Obserwacja Waszego zachowania, które jest dobitnym przykładem nietolerancyjnej postawy w debacie publicznej oraz skrajnego prymitywizmu, skłania do jedynego wniosku: całkiem słusznie się przestraszyłyście. A red. Terlikowska wygrała dyskusję. Walkowerem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska