Z Roku Wiary wychodzimy z pytaniem: jaką systematyczną formację, rozłożoną na lata proponujemy wiernym oraz czy interesuje nas rzeczywisty wzrost, a nie tylko liczenie głów – mówi KAI bp Grzegorz Ryś.
KAI: Czy zjawisko „pełzającej laicyzacji” doprowadzi w Polsce do odwrotu od religii, czy też nasz kraj pozostanie miejscem w Europie, gdzie będzie się czerpało ze źródeł?
– Sięganie do źródeł jest bardzo ważne, ale jest to pewne narzędzie. Nie chciałbym, abyśmy o źródłach naszej wiary myśleli dzisiaj jedynie w kategoriach tradycji, dziedzictwa. Jest wiele narzekania na to, że człowiek odcina się od korzeni. Ale jest też bardzo istotne, w jaki sposób my mu te korzenie prezentujemy.
Paweł VI mówił w adhortacji „Evangelii nuntiandi” o żywym skarbcu prawdy, jaki jest w Kościele. Skarbcem jest owo dziedzictwo; różne – ufamy, że coraz lepsze, dojrzalsze i doskonalsze – formy wyrażania prawdy. Ale istotą tego opisu jest myśl, że to jest skarbiec żywy, żyjący. Nie można mówić o przeszłości, o tradycji jako o czymś, co jest tylko minione. Kościół nie żyje tradycją w ten sposób, że przegląda stare zdjęcia...
Jeśli się pokazuje te korzenie w taki sposób, że to jest doświadczenie żyjącego Boga, mocnego, który dokonywał wielkich dzieł z naszymi ojcami, dziadkami i pradziadkami, to odnajdujemy w tym doświadczeniu nadzieję dla nas: że ręka Pańska nie jest słabsza, ramię Pańskie nie osłabło, bo Bóg mocny wtedy, jest mocny i dzisiaj. Jest ten sam.
Tak, jak można urzeczowić wiarę w teraźniejszości, tak można zrobić to z doświadczeniem z przeszłości. Wtedy mamy do czynienia nie z wiarą, ale z jakąś formą ideologii.
KAI: W sumie jednak przedstawił Ksiądz Biskup bardzo optymistyczny obraz Kościoła w Polsce...
– Wiadomo, że to obraz jednostronny. Ktoś pewnie zapyta, dlaczego jest tak źle skoro jest tak dobrze (śmiech). Nie mogę o tym nie mówić, bo takie właśnie jest moje doświadczenie Kościoła.
Przez ostatnie dwa lata spotkałem wiele osób, idzie to w dziesiątki tysięcy ludzi w całej Polsce. Są oni autentycznie zaangażowani, przeżywają wiarę w sposób możliwie dojrzały, tak że ta wiara „wypycha” ich na zewnątrz, do innych, chcą się nią dzielić, mają w sobie pasję ewangelizacji. Coraz więcej jest też księży dotkniętych poczuciem, że są jakby przy pewnej ścianie: robią wiele rzeczy i nic się nie zmienia.
Niech ci, którzy odpowiadają za inne obszary życia kościelnego w Polsce mówią o tym, jak to widzą. Moje doświadczenie jest właśnie takie. Nie oznacza to, że jest powszechne zrozumienie dla tych procesów, które nazywamy nową ewangelizacją, np. dla jej ekumenicznego wymiaru. Ale przynajmniej możemy spokojnie stawiać sobie takie pytania i cele oraz doświadczać tam, gdzie można, jedności przeżywania wiary. Od tej strony dzieją się rzeczy bardzo piękne.