SLD i „Krytyce Politycznej” znacznie ideologicznie bliżej do faszyzmu niż ONR bądź „Frondzie”.
13.11.2013 12:22 GOSC.PL
Choćby nie wiem ilu (i jak często) historyków oraz światłych publicystów tłumaczyło w mediach prawdziwe znaczenie słów: prawica. lewica, faszyzm, nazizm, nacjonalizm zdecydowana większość Polaków nadal będzie używać złożonych z nich fałszywych zbitek pojęciowych, umiejętnie zakorzenionych w naszym języku w epoce PRL.
Właśnie obserwujemy to terminologiczne pomieszanie z poplątaniem w komentarzach po zamieszkach w Warszawie, w których uczestniczyli narodowcy, nie wiedzieć czemu utożsamiani przez większość dziennikarzy z faszystami. A przecież od przedstawicieli mediów, czyli od ludzi z wyższym wykształceniem, można wymagać zrozumienia używanych przez nich słów, nawet wbrew utartym stereotypom.
Wedle tych fatalnych standardów prawica automatycznie kojarzona jest z faszyzmem i z nazizmem, a w tle pojawia się od razu hitleryzm, co powoduje jeszcze większą nienawiść do wszystkiego, co prawicowe. Można cierpliwie, konsekwentnie oraz rzeczowo starać się wytłumaczyć naszym rodakom niestosowność takich porównań, wykazując jawnie lewicowe korzenie faszyzmu i narodowego socjalizmu - nic nie pomoże.
Trzeba uczciwie przyznać, że jest to wielki triumf światowej, a zwłaszcza europejskiej lewicy. W wielu państwach - nie tylko pozostających przez pół wieku pod sowieckim panowaniem - udało się zrzucić odium hitlerowskiego ludobójstwa na prawicę przy jednoczesnym przemilczaniu lewicowej proweniencji równie zbrodniczego stalinizmu. Kiedy ktoś słyszy więc dzisiaj określenia: narodowiec, nacjonalista lub faszysta, automatycznie myśli o tych ludziach: prawicowiec zamiast lewicowiec bądź lewak. A przecież to Sojuszowi Lewicy Demokratycznej i „Krytyce Politycznej” znacznie ideologicznie bliżej do faszyzmu niż Obozowi Narodowo-Radykalnemu bądź „Frondzie”.
Takie pomieszanie pojęć ma oczywisty związek z ogromnymi wpływami, jakimi od dawna dysponują na całym świecie środowiska lewicowe w strukturach władzy, w mediach, w kulturze, w systemach edukacji, w kręgach celebrytów. Potrafiły one sprytnie i zarazem cynicznie zepchnąć całe zawinione przez lewicę moralne, historyczne oraz polityczne zło na znienawidzoną, a nader często nieudolną w głoszeniu swoich poglądów i prawdy o sobie prawicę, oczyszczając pojęcie lewicowości z wszystkiego, co może się z nim niedobrze kojarzyć, a w efekcie wynosząc je na piedestał tak obecnie popularnego politycznego słuszniactwa (political corectness).
Próba wyjaśnienia, jak jest w tej materii naprawdę, przypomina bicie głową w mur wykładowców filozofii, bezskutecznie wtłaczających do głów swych studentów, że słynne powiedzenie Sokratesa brzmi: "jak czego nie wiem, to i nie mówię, że wiem". Zdecydowana większość i tak nadal będzie przekonana, że ateński mędrzec powiedział: "wiem, że nic nie wiem". A te dwa sformułowania różnią się od siebie właśnie tak jak prawica od faszyzmu, a nacjonalizm od nazizmu.
Jerzy Bukowski