W listopadzie patriotyzm znów wyskoczy jak z katakumb
i Marszałek pocwałuje na Kasztance przez serducha,
w głowach będą kosynierzy na powstańczym dumnym szlaku,
myśli nagle nam potarga historyczna zawierucha.
Jedenastka z jedenastką – przecież łatwo zapamiętać,
dziewiętnastka z osiemnastką – ciągle uczy tego szkoła,
Wszak te liczby mają wymiar największego w Polsce święta,
ale trzeba się przejechać wzdłuż granicy – dookoła.
Tu obchody, a tam sąsiad wierci w ścianach jak szalony,
przecież wolne dostał w pracy, nie zaszkodzi więc remoncik,
gra wiertarka swą melodię – nie zagłuszą jej dziś dzwony,
bo robota furczy w dłoniach, tego stanu nic nie zmąci.
Z kamerami po ulicach spacerują reporterzy
i pytają "Jakie święto mamy, proszę pani/ pana?"
w odpowiedziach znowu mądrość się z niewiedzą smutną zderzy,
a wartości wzlecą w niebo albo padną na kolana:
"Koniec wojny – chyba pierwszej...? Polska wolna po zaborach.
Nie ma lekcji, reszta – betka, grunt, że budzik dziś nie dzwonił!
Coś tam było – konstytucja? Nie, to chyba nie ta pora,
Nie wiem, panie! Ktoś dał dziecku chorągiewkę i balonik..."
Niepodległość – piękne słowo, dobrze znają je Polacy,
bo na szczęście chyba większość jednak żyje tu świadomie,
jedenasty listopada to nie tylko dzień bez pracy,
to jest pamięć o ofierze, którą trzeba było ponieść.
W listopadzie patriotyzm nas otula ciepłym szalem,
patetyczność, cóż – roztkliwia, denerwuje albo śmieszy,
jedni stoją jak żołnierze, inni znowu chcą poszaleć...
Grunt, że wolność wymarzona naszych trzyma się pieleszy.
Piotr Pyzik