A Ty? Jakiego masz patrona?

Obrzydliwe, demoniczne postacie patrzyły na mnie i wołały: - Zabierzmy go od tej kobiety, zabierzmy go od tej kobiety.

Te istoty wchodziły do mnie i było ich naprawdę wiele. W pewnym momencie zobaczyłem siebie, jak leżę na łóżku i cały się trzęsę i płaczę, a te istoty wchodzą do mnie, krzycząc. Widziałem to wszystko z góry, byłem jakby zawieszony pod sufitem i nic nie mogłem zrobić. Mogłem tylko się przyglądać, nawet jakiś szczególnych uczuć nie miałem, mimo, że wiedziałem, że to ja przecież leżę tam na dole! To było coś dziwnego.

Jednak po tamtym śnie coś się zaczęło dziać. Teraz wiem, że tak działa Duch Święty. Cały czas rozważałem o Bogu, myślałem o nim. Wszystko wydawało mi się takie oczywiste, po co tutaj jestem, co ja tutaj robię na ziemi i co mam robić. Wiedziałem, że ja tu żyję na chwałę Bożą, że Bóg mnie wybrał, a Jezus odkupił. Gdy widziałem padający śnieg, to zachwycałem

się tym wszystkim, że to Bóg dla Nas wszystko robi coś niesamowitego! Jednak nie poszedłem do kościoła, potrzebowałem ostatecznego „kopa”.

Święta Bożego Narodzenia przeżyłem najgorzej, jak się da, tj. na nocnej popijawie z narkotykami i całe je przespałem. Jednak 31 grudnia miałem kolędę i księża chodzili po domach. Tak planowałem, że „rozprawię” się z księdzem, bo od 3 lat nie przychodził do nas do domu, nawet nie pukał, czy chcemy go przyjąć. Byłem sam w domu z bratem i tak czekałem na tego księdza, w końcu patrzę, jest, wychodzi od sąsiadki i schodzi na dół. Więc cały oburzony wołam do niego, by przyszedł do domu, bo ja go zapraszam. Zdziwił się, ale wszedł. Ja tak nieświadomie zamknąłem drzwi za nim, z przyzwyczajenia. Po modlitwie ja zacząłem swój atak na niego, jakieś wszystkie żale, które leżały we mnie od lat. I zacząłem się pytać, czemu nie przychodzili do nas do domu przez tyle lat?

Nic nie odpowiadał, to zacząłem coraz bardziej zdenerwowany pytać, czy się mnie boi, czy bał się tutaj przyjść. Mówię do niego, że przecież jak by tutaj zginął, to by był jak męczennik i trafił prosto do nieba. Po tych słowach z przerażeniem wstał i do drzwi dobiegł, a drzwi były zamknięte. Biedny ksiądz chyba myślał, że go zabiję. Oświeciło mnie, że rzeczywiście to tak może wyglądać i wołałem do niego:

„Spokojnie, nic się księdzu nie stanie”, ale wyszedł już na korytarz. Tam jeszcze

„wymieniliśmy” poglądy i poszedł.  Później był sylwester, skończyłem go przed 12 i obudziłem się domu we własnym łóżku. Po krótkiej analizie i wykonaniu telefonu, co się mogło dziać, zacząłem myśleć, że przecież mogłem w takim stanie umrzeć i pójść do piekła, ktoś mógłby mnie w coś wrobić, a ja bym nie wiedział, bo nic nie pamiętam!

Wybrałem się na pierwszą Mszę w styczniu, w niedzielę. Wchodzę, a tam ten ksiądz, który był na kolędzie. Mówię: „Oho, to się będzie działo”, a ja jeszcze naprzeciwko niego siedziałem. Gdy doszło do kazania, to byłem w szoku. Taki cichy ksiądz, a on zaczął krzyczeć praktycznie na tym kazaniu, nawiązując do tej sytuacji, co się wydarzyła na kolędzie, wymachiwał palcem i mówił we wzburzeniu. Zrobiło to na mnie wrażenie, bo wiedziałem, że tak jakby do mnie mówił i pierwszy raz od lat... nie nudziłem się i na Mszy Świętej, i na kazaniu! I tak chodziłem cały styczeń na niedzielne Msze, jednak dalej w

moim życiu były narkotyki, na tym polu nic się nie zmieniło.

Ktoś na blogu w komentarzach wrzucił link o zawierzeniu się do Maryi. Od razu czułem, że to do mnie. Zacząłem czytać i czytać i po połowie mówię: „Przecież gdzie ja do Maryi, taki grzesznik, przecież nie jestem godzien...” I zostawiłem to na później. Potem „porozmawiałem” z Maryją, by mi pomogła i zrodziło się pragnienie, by przeczytać to do końca. i tam wyczytałem: wszyscy grzesznicy przyjdźcie do mnie, a ja Was zaprowadzę do Jezusa!

Przeczytałem, że dobrze uzyskać zgodę spowiednika, więc po napisaniu karteczki z zawierzeniem poszedłem na spowiedź.  Po spowiedzi i opowiedzeniu o narkotykach itp. poprosiłem o zgodę kapłana. Zgodził się. Więc po spowiedzi podszedłem do Maryi i podpisałem się pod aktem zawierzenia. Wielka radość spłynęła na moją duszę, czułem że Bóg jest i mnie kocha.

Jednak, by nie było tak łatwo, szybko dostałem próbę, by się wykazać. Następnego dnia telefon od kolegów. Spotkaliśmy się i zaczęliśmy palić marihuanę, ja w jednym momencie – opowiadałem im, że mam Boga w sobie i nic więcej już w życiu nie potrzebuje, a w drugim momencie brałem narkotyki. To było zbyt silne. Uświadomiłem sobie po prostu, że jestem narkomanem i to nie ja zakończę mój nałóg, jak kiedyś to sobie wyobrażałem, że w każdej chwili mogę przestać palić. Wiele wtedy rozmawiałem z Maryją, prosząc Ją o pomoc, by mnie wyciągnęła z tego bagna i po zawierzeniu wiedziałem, że Maryja może mi pomóc!

Po 2 tygodniach od tej pierwszej spowiedzi wiedziałem, że muszę iść znowu i trafiłem na takiego starszego kapłana, obecnie mojego spowiednika. I mu mówię, że mam problem z narkotykami i to duży, a on: „Z narkotykami? Hmmm, to może na jakiś odwyk chcesz iść?”  Myślę: Odwyk, jak to? Więc mu odpowiadam, że nie wiem, 2 tygodnie temu zawierzyłem się Maryi. A On: „Maryi?” I tak jakby machnął ręką i mówi: „To TY NIE JESTEŚ SAM!”

NIE JESTEM SAM! Nie wiem, jak wyglądała dalej ta spowiedź, bo nie pamiętam już, ale  wychodząc z konfesjonału zostałem dotknięty takim wielkim miłosierdziem Boga, że mogłem krzyczeć z radości. Wiedziałem już, że jestem wolny, w jednym momencie zostałem wolnym człowiekiem, w jednym momencie cały mój lęk, nałogi i inne natręctwa zostały zabrane dzięki Bogu! Jezus Chrystus wyleczył mnie i wlał w moje serce radość i pokój, który odczuwam do teraz! Wielka łaska wyjednana za wstawiennictwem Naszej Kochanej

Mamusi!

Mówię do Mamy, że wyczytałem, iż dobrze mieć jakiegoś patrona w niebie. A ona:

- Patrona, hmm...

I pyta mnie:

- A Ty, jakiego masz?

Ja z dumą mówię:

- MARYJ Ę!

- Aaa - mówi Mama - słuchaj, jak byłam z Tobą w ciąży, byłam w Świętej Lipce i zawierzyłam Twoje życie Maryi!

Maryja zawsze przy mnie była i chciała mnie wyciągać z dna! Czytałem też różne książki i - nawiązując do tego pierwszego snu - znalazłem wyjaśnienie, o kim mówiły te złe duchy. Czytam tam, że demony nie mogą powiedzieć: „Maryja”. Nie przejdzie im to przez gardło i mówią na nią właśnie: „Ta kobieta”. A przecież tak wołały, gdy mówiły do mnie: „Zabierzmy go od tej kobiety”. Niesamowita łaska, dzięki której raduję się każdym dniem i pragnę przekazać innym Jezusa Chrystusa, jak i staram się nieść mój własny krzyż, świadomie pomagając tak Jezusowi. Dziękując mu za to, że jest Bogiem Miłosiernym; za to, że nas kocha. Już wiem, jaki jest mój cel w tym życiu - to nieść radość i miłość Jezusa innym - i życie wieczne spędzone z naszym Bogiem!

Zwracajcie się zawsze do Boga, On Was kocha i nawet, jak czasami nie widzicie tego, nie dostrzegacie Go, pamiętajcie” On zawsze myśli, jak nas wyrwać z grzechu. Tylko, że my mamy klamkę do drzwi swojego serca po swojej stronie. Jezus czeka i stoi po drugiej stronie Twego serca i puka, i puka i tylko Ty możesz je otworzyć.  Odmawiajcie różaniec, a będziecie mieli codziennie „kontakt” z Matką Bożą, która będzie się za Nas wstawiała i przez różaniec możemy uratować wiele osób! Chwała PANU!

« 1 2 3 »
TAGI: