A Ty? Jakiego masz patrona?

Obrzydliwe, demoniczne postacie patrzyły na mnie i wołały: - Zabierzmy go od tej kobiety, zabierzmy go od tej kobiety.

Miałem problemy z motywacją, a w zasadzie brak motywacji. Mimo , że chodziłem do szkoły, to wstać na 8.00 wydawało się rzeczą niemożliwą, dlatego często nie chodziłem, a jak chodziłem, to na 10.00, bo wydawała się przystępniejsza . Całe dnie też spędzałem na komputerze, grając w jakieś gry i tracąc percepcję życia .

Kolejny wpływ, jaki na mnie miały narkotyki, to wpływ na myślenie. Miałem wrażenie, że ktoś ze mną jest. Nie wiem, jak to opisać. Czułem, że ktoś ze mną/za mną chodzi. Nie była to jednak jakaś przyjemna postać , bałem się jej zawsze. Często, idąc, musiałem się odwracać za siebie, czy nikt nie idzie za mną, bo czułem, że ktoś jest obok mnie. Zacząłem też się bać ludzi. Miałem tysiące myśli o mojej śmierci . Każdy człowiek, którego mijałem, był potencjalnym mordercą, który może mnie zabić. Tysiące scenariuszy tego, jak mogą to zrobić... To było przerażające, gdy widziałem np. 5-letnie, niewinne dziecko i znajdowałem scenariusz tego, co ono może mi zrobić. Takie absurdalne myśli np., że dziecko może pójść po swojego ojca i namówić go, by mnie zabił... Jeżdżące samochody, najczęściej w nocy, to kolejne trauma. Każdy mógł się zatrzymać, przejechać mnie, wyskoczyć i pobić czy cokolwiek. Żyłem w ciągłym strachu. Często też miałem czarne scenariusze i koledzy często mi mówili, że jak coś opowiem, to tylko na czarno, o śmierci itp.  Ale ja miałem tylko czarne myśli. Nie widziałem światła  na swojej drodze. Wszystko było czarno-szare.

Bóg wprowadził plan ratowania mnie. Tydzień przed 18. urodzinami złamałem nogę na lekcji wf i wsadzili mi nogę w gips. Zadowolony byłem z tego powodu, że nikt mi w domu nie będzie „truł”, żebym poszedł do szkoły, ale z drugiej strony, zastanawiałem się, co ja zrobię bez narkotyków.  Chociaż i tak, w gipsie i o kulach, udało mi się wyjść i „zaćpać”, bo nie mogłem wytrzymać. Generalnie jednak leżałem w łóżku zdany na innych; naprawdę mnie

to nudziło.

W tym czasie czytałem wiele różnych forów na różnych stronach internetowych i na jednym takim forum ktoś wrzucił link do strony http://dzieckonmp.wordpress.com. Wchodzę tam na stronę, a tam piszą o Bogu . Trochę tam poczytałem i wychodzę . Niby nic wielkiego, ale to uważam za swój zwrot . Po prostu od czasu do czasu coś mnie ciągnęło, by tam zaglądać i czytać o Bogu. Czytałem, że Bóg jest radością, że Bóg pomaga w tym i w tamtym. Ludzie piszą, jak pomaga. Zastanawiałem się nad tym, czytając to i wiedziałem, że to jest piękne. Czytając komentarze ludzi, widziałem, jak oni pięknie piszą o Bogu, o miłości Jego do Nas, choć ja tego wtedy nie rozumiałem.

Ja miałem kulę u nogi, szatan mnie miał i łatwo nie chciał mnie oddać. Musiała być to długa i czasochłonna bitwa, bo od czasu wejścia na ten blog do mojego nawrócenia minęły 2 lata.

Ale po kolei. To, że zacząłem czytać bloga, w którym było tyle pięknych treści o Bogu, to jeszcze nie zmieniło wiele w moim życiu. Pamiętam tylko, że przed wyjściem z domu na kolejną porcję narkotyków odmawiałem Pacierz. Pewnie jako formę ochrony, bym wrócił bezpiecznie do domu, bo gdy wracałem po nocach, były różne sytuacje, a nie mieszkam w zbyt bezpiecznej okolicy. I tak mijał czas, ja coraz bardziej pogrążałem się w narkotykach czy imprezach, a Bóg przygotowywał ścieżki.

Ponad półtora roku temu zmarła moja Babcia. Bardzo to wtedy przeżyłem, bo to w zasadzie jedyna osoba z poza rodzinnego domu, która Nas znała. Reszta rodziny, mimo że liczna, odrzuciła nas. Jedyne, co koledzy w takiej chwili potrafili zaproponować, to jointa. - Chodź – mówili - pośmiejesz się, co tak w domu będziesz siedział. A ja byłem w rozpaczy... Mama jakoś na mnie wymusiła, bym poszedł do Kościoła i do spowiedzi nawet. Odbyłem spowiedź, powiedziałem to, co chciałem, a nie swoje grzechy i wiem, że to była spowiedź świętokradzka, ale wtedy nie miałem świadomości. Gdy wróciłem z tej spowiedzi do domu, zmorzył mnie sen i poszedłem spać.

W tym śnie przyśnił mi się JEZUS CHRYSTUS - piękny, Król majestatyczny, cały w swojej boskiej postaci. Był taki piękny, taki nie z tego świata, biła od niego wielka miłość i taki pokój, taka wielka wspaniała radość. Po chwili „przebywania z Jezusem” zostałem przeniesiony do swojego domu, gdzie wyjrzałem przez okno i naprzeciwko domu zobaczyłem może z 50-100 par złych oczu jakichś demonicznych postaci. Obrzydliwe postacie tylko się na mnie patrzyły, ale ja wiedziałem, że to jest złe i bardzo bałem się. Wołały wtedy do mnie:

- Zabierzmy go od tej kobiety, zabierzmy go od tej kobiety.

Nie rozumiałem tego wtedy. Gdy się obudziłem, byłem cały przerażony, bo zobaczyłem zło. To, że ono naprawdę istnieje, że to nie bajka dla dzieci, tylko prawda, że to jest wojna, wojna o duszę każdego z nas. Z tego przerażenia byłem na trzech Mszach Świętych, ale później znowu dałem sobie spokój z Kościołem, bo już ten sen odrzuciłem.

Oczywiście, duży wpływ na mnie miało to, że dalej brałem narkotyki i cały czas byłem otwarty i otwierałem się na zło. Pamiętam jednak, że po tym czułem się całkowicie nikim, zaczęły się pojawiać jakieś myśli samobójcze. Całe te lęki były coraz mocniejsze; coraz mniej miałem ochoty do życia.. Na zewnątrz nikomu nie mówiłem o tym, miałem maskę luzaka; jednak w środku byłem nieżywy. Często, wracając po nocach do domu, wołałem do Jezusa.

- Jezu przyjdź , przyjdź zmień moje życie, ja tak dłużej żyć nie mogę, ja tak nie potrafię.

Płacząc, wołałem do Jezusa, by zabrał mnie, bo ja nie daje sobie rady z tym wszystkim, to mnie przytłacza... I tak powoli, coraz więcej zacząłem się modlić.

Pewnego razu na tym  blogu dzieckonmp.wordpress.com został utworzony chat, gdzie mogliśmy się wspólnie modlić i rozmawiać o Bogu . Codziennie była odmawiana Koronka Pokoju. Wiele mi to dawało, bo jednego dnia wracałem naćpany, a drugiego dnia się modliłem i rozmawiałem o Bogu z nieznajomymi na chacie. Była to taka ciągła walka o mnie. Zacząłem rozmawiać z Jezusem. Jak miałem wolną chwilkę, to często się do niego zwracałem by mi pomógł, uratował itp.

Przed świętami Bożego Narodzenia 2012 miałem kolejny złowrogi sen. Tym razem śniły mi się te całe postacie, jak one we mnie „wchodzą”, tak do mnie do środka. Przy tym śmiały się przeraźliwym śmiechem i mówiły:

- Jesteś już nasz, mamy cię, jesteś nasz.

« 1 2 3 »
TAGI: