Najstarszy z cmentarzy. Kiedyś grób opowiadał o życiu. Nie tylko podawał daty, ale i informował, kim był człowiek, który spoczywa w tym miejscu. Powiedzenie: „Nie wszystek umieram” miało wtedy zupełnie inne znaczenie. Szkoda, że takich grobów dziś już nikt nie robi.
Najgorzej było, gdy padało. Kondukty grzęzły w błocie, żałobnicy wycofywali się w pół drogi. Zmarłego na miejsce spoczynku odprowadzali najwytrwalsi. Nic więc dziwnego, że nikt nie chciał być chowany na cmentarzu pod Lipkami, który powstał poza miastem. Dziś to ścisłe centrum, a na cmentarzu przy ul. Lipowej trudno znaleźć miejsce na nowy pochówek. Wbrew pozorom nie jest to miejsce martwe. Spacerując wśród najstarszych mogił, można uczyć się historii, i to nie tylko tej związanej z Lublinem, ale i z wydarzeniami, które dotyczyły całej Polski. Niestety, czas jest nieubłagany. Jeśli mu pozwolić, zabiera nie tylko wspomnienia, ale i napisy, a nawet całe mogiły. Na najstarszych, z początku XIX wieku, często już nic nie można odczytać, choć widać, że kiedyś, dawno temu, ktoś na kamiennej płycie umieścił długi napis. Bo właśnie kiedyś groby były całkiem inne. Imię, nazwisko, data urodzin i śmierci – to tylko mała cząstka informacji umieszczanych na nagrobnych płytach. Wystarczy uważniej się przyjrzeć, aby odczytać zawód, pełnione funkcje, odznaczenia, jakie ktoś za życia otrzymał, często też nazwy majątków, których zmarły był właścicielem. Nie brakuje słów żalu, próśb o modlitwę i informacji o pogrążonych w żałobie bliskich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Gieroba