Rząd rzuca kłody pod nogi pacjentom, którzy chcieliby leczyć się za granicą. W ten sposób chroni NFZ przed zapaścią finansową.
25.10.2013 11:27 GOSC.PL
W piątek wchodzi w życie unijna dyrektywa o transgranicznej opiece medycznej, która umożliwia nam leczenie się w innych państwach UE. Za opiekę zapłacić ma NFZ, a jeśli kuracja będzie kosztowała więcej, różnice pokryje pacjent. Niestety, polski parlament nie uchwalił jeszcze ustawy, która by to umożliwiała. Co więcej, jak pisze „Gazeta Wyborcza”, w projekcie nowelizacji prawa autorstwa ministerstwa zdrowia znajdują się liczne ograniczenia. NFZ ma refundować tylko porady, badania i zabiegi, które nie wymagają noclegu w szpitalu. Fundusz będzie też mógł zawiesić zwrot kosztów, jeśli wyczerpie się pula pieniędzy zaplanowana w budżecie.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wszystko jest w porządku. Polscy pacjenci muszą czekać miesiącami, albo nawet latami, na wizyty u lekarzy i zabiegi, dlaczego więc zagraniczna służba zdrowia nie mogłaby nas wspomóc, „rozładowując” nasze kolejki? Problem w tym, że nie biorą się one z widzi mi się lekarzy, a z limitów świadczeń, których muszą się trzymać, jeśli nie chcą dokładać do swojej działalności. A te z kolei również nie biorą się z powietrza, tylko z ograniczonych środków, którymi dysponuje NFZ.
Gdyby Polacy zaczęli na potęgę wyjeżdżać za granicę do szpitali, kolejki może by się zmniejszyły, ale nie zmniejszyłaby się liczba pacjentów leczonych w Polsce. Wzrosłaby natomiast liczba pacjentów, za których leczenie musi płacić NFZ. Efektem może być więc zapaść finansowa polskiej służby zdrowia. Tak, pogorszenie sytuacji naprawdę jest możliwe.
NFZ nie jest winien zaistniałej sytuacji. W Polsce mamy scentralizowany system państwowy, teoretycznie „darmowy”. Zasady jego działania powodują konieczność reglamentacji świadczeń. W takiej sytuacji potrzeby zawsze będą większe, niż możliwość ich zaspokojenia. Bez wprowadzenia współpłacenia za świadczenia, ograniczenia koszyka świadczeń gwarantowanych, a przede wszystkim umożliwienia realnej konkurencji na rynku ubezpieczycieli, trudno będzie skrócić czas oczekiwania na leczenie.
UE może nie podobać się obstrukcja stosowana przez rząd. Być może łamie on także w jakiś sposób prawo unijne. Ale w obecnej sytuacji nie ma wyjścia. Chyba, że przeprowadzi reformę służby zdrowia. Ale tego po premierze Tusku i ministrze Arłukowiczu się nie spodziewam.
Stefan Sękowski