Ktoś kiedyś powiedział, że Antoni to taki święty, co zawsze pomaga. Ale nigdy za darmo.
20.09.2013 14:30 GOSC.PL
Tak, przekonałam się o tym nie raz. Sprytny „Antonik” zwykle doprowadza do tego, że w ferworze poszukiwań podbijam stawkę. Tak jakby zawsze chciał powiedzieć: „Nie dałaś mi tyle, na ile cię stać”.
Dziś rano postanowiłam się wziąć za szukanie zawieruszonego gdzieś dowodu. I znowu licytacja. Tak jakby św. Antoni próbował moją desperację. (Kiedyś obiecałam mu sporą sumę, ale z zastrzeżeniem: „Sam szukasz. Ja chcę po prostu, żeby klucze z domu same mi w ręce wpadły”. Kwadrans później otworzyłam bagażnik samochodu. A tam, na samym środku, błyszczały moje klucze.)
Dowód osobisty, którego szukałam od tygodnia, oczywiście się znalazł. Stawka była wysoka. Kiedy powiedziałam o niej mężowi, stwierdził: „Ty to jesteś hojna. Nie dziwne, że ci wszystko Antonik chowa”. Ale zgodził się ze mną, że ważniejsze jest coś innego. Przetrząsając kieszenie, torebki, szafki i „tajne skrytki” znalazłam połowę sumy, którą obiecałam Antoniemu. Święty zatroszczył się nawet o to. Po raz kolejny pokazał mi, ile mogę ofiarować potrzebującym. I mojej rodzinie, gdybym nie musiała trwonić tego czasu na poszukiwania…
Marta Sudnik-Paluch