Liderzy związków zawodowych mówią, że to była największa demonstracja po 1989 r. Przekazali rządowi ostatnie ostrzeżenie. Było głośno, barwnie, dowcipnie i spokojnie.
Sobota 14 września, kilka minut przed godziną 14. Na warszawskim placu Zamkowym trwają już przemówienia liderów „Solidarności”, OPZZ i Forum Związków Zawodowych. Półtorej godziny później grupy związkowców wychodzą z oddalonego o blisko 2,5 km placu Trzech Krzyży. Długi pochód modnymi ulicami stolicy – Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem, chętnie odwiedzanymi przez warszawiaków i turystów, zrobił wrażenie. Większość przechodniów i pracowników kawiarenek, których tu pełno, machała demonstrantom. Trafił się również ktoś zdenerwowany, że nie może przejść albo przeklinający pod nosem, że musi zmieniać stałą trasę rowerowej przejażdżki. Związkom zawodowym udało się mocnym uderzeniem zakończyć Ogólnopolskie Dni Protestu, które trwały w Warszawie od środy. Ich organizatorzy mówią, że na marszu zebrało się blisko 200 tys. ludzi. Służby miejskie podają liczbę o połowę mniejszą. Górnicy, służba zdrowia, stoczniowcy, nauczyciele, służby mundurowe, pracownicy kolei. To tylko niektóre, najbardziej widoczne grupy. Protestowali pod hasłem: „Dość lekceważenia społeczeństwa”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mariusz Majewski