Słowa zmieniają świat

"Tolerancja" to słowo-etykietka stosowane tam, gdzie brakuje argumentu. Konsekwentnie wykoślawiano jego pierwotne znaczenie po to, by ze słowa „nietolerancyjny” uczynić stygmat, którym naznacza się wszystkich, którzy mają odwagę walczyć o normalność świata.

Coraz częściej zdarza mi się czytać lub słuchać i nie rozumieć. Nie rozumiem przekazywanych mi informacji, bełkotliwych wypowiedzi, sensu propagowania różnych postaw, a w konsekwencji nie mogę rozumieć tego, co dzieje się wokół mnie. Mam wrażenie, że żyję w dobie komunikowania, a nie porozumiewania się.

Wygląda na to, że dziś nie jest ważne to, co ma się do powiedzenia. Ważniejszy staje się sposób. Mówi się szybko, używa słów modnych, wulgarnych, skrótów, zapożyczeń. Nie czeka się na informację zwrotną, na potwierdzenie zrozumienia, na żywy odbiór. Wykrzykuje się słowa, sprzedaje newsy, niesprawdzone informacje, byle mówić, byle zaistnieć. Tworzy się bełkot, słowotok. Treść przekazu chowa się za jego formą. Do codziennego słownika wkradają się słowa niezrozumiałe, a te zrozumiałe, coraz częściej rozumiane są inaczej. Ginie sztuka konwersacji, a umacnia się sztuka manipulacji. W tym przypadku słowem.

Dlaczego o tym piszę? Są co najmniej dwa powody. Obydwa związane ze słowem „tolerancja”.

Pierwszy dojrzewał we mnie miesiącami. Obserwowałam jak powoli, drobnymi kroczkami słowo to stawało się bronią w walce o prawa mniejszości. Jak konsekwentnie wykoślawiano jego pierwotne znaczenie po to, by ze słowa „nietolerancyjny” uczynić stygmat, którym naznacza się wszystkich, którzy mają odwagę walczyć o normalność świata. Etykietę stosowaną w dyskusjach, w których brakuje argumentów.

Słowo tolerancja oznacza szacunek dla drugiego człowieka, mimo niezgodności poglądów, zachowań, postaw. Szacunek z poszanowaniem inności, wolności wyboru. Dziś utożsamiane jest z akceptacją, oznaczającą obok szacunku dla drugiej osoby również zgodę na przyjęcie jej poglądów. W wykoślawionym, narzuconym nam rozumieniu, tolerancja to przyzwolenie, ugięcie się wobec tego, z czym się nie zgadzamy. Jest niejako przymusem zmiany poglądów. Bez względu na to, czy nam się podoba, czy też nie.

Manipulacja tym słowem doprowadza do sytuacji, w której „róbta, co chceta” jest wskazówką jak żyć, bo nikt nie ma prawa w to ingerować. Mamy być tolerancyjni. W nowym rozumieniu – godzić się na wszelkie anomalie. Fałszywe znaczenie słów przekazuje fałszywy obraz świata. Zwłaszcza dzieciom…

Na stacji metra, czyli w miejscu bardzo publicznym całowały się dwie nastolatki.
Piszę nastolatki, bo miały około dwunastu, czternastu lat. Ale tak naprawdę powinnam napisać dziewczynki, dzieci. Obdarzały się wzajemnie gestami i czułościami zarezerwowanymi dla dorosłych i dla miejsc odosobnionych, dla relacji intymnych.

Patrzyłam na to ze zdumieniem graniczącym z przerażeniem. Przełknęłam ten obrazek, właśnie w imię tolerancji. Czy jestem w stanie takie zachowanie zaakceptować? Zdecydowanie nie. I w tym miejscu pominę udowadnianie wyższości związków heteroseksualnych nad homoseksualnymi. Skupię się na tym, że nigdy nie uwierzę w to,
że 12, 14-stolatki mogą, umieją jasno określić swoją seksualność. I to, czy będzie
to orientacja czy dezorientacja będą mogły odkryć dopiero za jakiś czas. Jestem pewna, że to, co dzieje się w tym momencie między nimi jest eksperymentem, na który dostały przyzwolenie. Uwierzyły, że to normalne, akceptowane.

W pewien sposób, jako społeczeństwo płynnie przeszliśmy od tolerancji do akceptacji tego, na co tak naprawdę nie ma w nas zgody. Na całodzienne reklamy środków podnoszących sprawność seksualną, na idealne związki jednopłciowe w niemal każdym polskim serialu,
na wulgaryzmy w programach telewizyjnych o wysokiej oglądalności, na sceny miłości łóżkowej w porze „przeddobranockowej”. I na małoletnie eksperymenty z własną płciowością. Akceptujemy, choć nazywamy to tolerancją! Dlaczego?

Drugi powód to Syria z jej wojennym dramatem.

Wiele słyszy się na temat braku porozumienia na płaszczyźnie ideologicznej czy religijnej.
Za przyczynę konfliktów zbrojnych uznaje się obronę wiary czy światopoglądu. Przyznaje się prawo do walki tam, gdzie siła argumentacji słownej przestaje działać, gdzie brakuje zrozumienia. Wszelkie dyskusje i próby rozwiązywania sporu prowadzą tylko do kolejnych aktów agresji, dalszych zbrojnych interwencji. Giną ludzie, którzy chcą żyć inaczej niż
w sposób narzucany im przez wojujący reżim. Chcą żyć zgodnie z własnym wyznaniem, obok siebie, nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Dlaczego nie mogą? Dlatego, że brakuje właśnie tolerancji, tego czynnika, który nie wymusza zmiany wiary czy światopoglądu, ale gwarantuje poszanowanie człowieka.

Słowa… Niby tylko słowa, ale poprawne ich rozumienie jest przynajmniej obietnicą właściwych postaw. Niepoprawne powoduje, że tam gdzie tolerancja powinna być tylko tolerancją staje się akceptacją. Natomiast tam, gdzie pozwoliłaby ludziom żyć, sama ginie na pierwszym froncie.

 

« 1 »

Dorota Palacz